Groźby karalne czyli ciemne strony pełnienia mandatu poselskiego

Temat gróźb kierowanych do posłów wraca za każdym razem, gdy pogróżki rzucane pod adresem polityków, ich rodzin lub współpracowników się materializują.

Ponad dekadę temu – w październiku 2010 r. w wyniku ataku na łódzkie biuro ówczesnego posła do Parlamentu Europejskiego Janusza Wojciechowskiego (PiS) i posła Jarosława Jagiełły (wtedy PiS, obecnie polityk PSL) zginął jeden z pracowników biura – Andrzej Wasiak, a drugi – Paweł Kowalski został ugodzony nożem. Sprawca przestępstwa został zatrzymany i skazany na karę dożywotniego pozbawienie wolności. W kolejnych latach posłowie informowali o następnych atakach na ich biura, na szczęście już nie tak tragicznych w skutkach.

Przejawy przemocy bezpośredniej to tylko wierzchołek góry lodowej. Posłowie muszą mierzyć się z innym rodzajem agresji, czyli groźbami, które na bieżąco trafiają na ich skrzynki mailowe.

Groźba karalna to przestępstwo, dlatego należy ją odróżnić od dosadniej wyrażonej krytyki czy niezadowolenia z działań podejmowanych lub niepodejmowanych przez polityka. W kodeksie karnym jako groźbę karalną traktuje się zapowiedź popełnienie przestępstwa na szkodę osoby, wobec której jest ona kierowana lub osób jej najbliższych, jeśli zagrożony żywi uzasadnioną obawę, że ta zapowiedź będzie zrealizowana.

Katalog kar przewidziany za to przestępstwo obejmuje grzywnę, karę ograniczenia wolności, a także karę pozbawienia wolności do 2 lat.

Groźba karalna jest ścigana dopiero na wniosek pokrzywdzonego. Jeśli pokrzywdzony nie zgłosi sprawy na policję, wtedy nie zostanie jej nadany bieg, w przeciwieństwie do przestępstw, które są ścigane z urzędu.

Jak na pogróżki reagują posłowie? Bo to, że je otrzymują, wiemy m.in. z odpowiedzi, które uzyskaliśmy na kwestionariusz podsumowujący obecną kadencję wysłany do wszystkich posłów – tzw. krótką piłkę. Na 58 posłów i posłanek, którzy wypełnili ankietę, sześcioro zadeklarowało, że im nie grożono, dwoje odpowiedziało „nie wiem”, a pozostali przyznali, że takie groźby są do nich kierowane. Możemy przypuszczać, że rozkład odpowiedzi dla wszystkich posłów wyglądałby podobnie, a zatem większość polityków takie groźby otrzymywała lub otrzymuje.

Nie bez znaczenia jest fakt, że groźby są wysyłane ze specjalnie stworzonych w tym celu kont e-mail, a ich nadawcy podszywają się pod inne osoby, co w praktyce utrudnia ich namierzenie. Zwrócił na to uwagę Michał Gramatyka (Polska 2050), który podkreślił, że „prawdopodobieństwo wykrycia sprawcy takich gróźb jest zerowe”. Bolesław Piecha (PiS) i Paweł Krutul (Lewica) przyznali, że nie podjęli żadnych kroków po otrzymaniu wiadomości z pogróżkami. Stefan Krajewski (Koalicja Polska) nic nie zrobił, bo wiedział, że inni posłowie wcześniej zainterweniowali w tej sprawie. Anita Sowińska (Lewica) dodała, że dyrektor jej biura zgłasza groźby na policję, ale nie wszystkie, bo „część jest ignorowana. Maile obraźliwe są zawsze ignorowane – nie odpowiadamy na nie (ja ich w ogóle nie czytam, bo szkoda mi czasu)”. Zdecydowana większość nie odpuszcza i powiadamia policję, część informuje także kancelarię Sejmu i Straż Marszałkowską.

Zobacz najnowsze

 

 

Choć posłów nie zapytaliśmy o dokładną treść e-maili z pogróżkami, to kilkanaście osób wspomniało o otrzymaniu informacji o podłożeniu ładunków wybuchowych w siedzibach ich biur poselskich. Poseł Piotr Zientarski (KO) przyznał, że grożono mu śmiercią. O tym, jakie inne groźby otrzymują posłowie, przekonaliśmy się, gdy e-maile wysyłane hurtowo do polityków różnych opcji trafiły do wiadomości Stowarzyszenia 61. Poza wymienionymi wyżej przykładami pojawiały się w nich zapowiedzi detonacji bomby chemicznej, porwania i fizycznego ataku na członków rodziny.

Czy osoby formułujące takie groźby faktycznie mogą czuć się bezkarnie, bo, jak sugerował poseł Gramatyka, praktycznie nie da się ich zidentyfikować? Władysław Kosiniak-Kamysz (Koalicja Polska) napisał, że żadna ze spraw nie zakończyła się sukcesem, właśnie dlatego, że nie udało się namierzyć autora gróźb. I choć szanse są może niewielkie to zawsze istnieją. Z odpowiedzi Katarzyny Lubnauer (KO) wynika, że jeden z procesów zakończył się wyrokiem skazującym, tak więc sprawca ostatecznie został odnaleziony i poniósł odpowiedzialność za swój czyn.

 

Tekst powstał w ramach projektu realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy EOG