„Cała Polska naprzód!” – można było przeczytać na transparentach Trzaskowskiego. Na jego wiecach, niezależnie od lokalizacji, trzymali je podobni do siebie wyborcy: raczej starsi, raczej w dobrej sytuacji materialnej, raczej lokalna elita. A co z pozostałymi? Jak przed 18 maja szła Trzaskowskiemu walka o 50 proc.+1?
Pod koniec marca 2025 r. rzeczywistość wygląda następująco: prezydent, na razie Warszawy, utrzymuje w sondażach bezpieczną przewagę (czasem nawet 15 punktów procentowych nad drugim Karolem Nawrockim). Odbywa 3-4 spotkania dziennie, zwykle w stałym porządku – wizyta u lokalnego przedsiębiorcy lub rolnika, wiec w hali, wieczorne spotkanie z wyborcami, na zewnątrz. Jest późne wiosenne popołudnie, w hali OSiR w Koninie otwierają się drzwi dla zainteresowanych wiecem Trzaskowskiego. Mównica otoczona jest wianuszkiem krzeseł, których szybko zaczyna brakować. Niektórzy wspinają się na trybuny, reszta wypełnia wolne przestrzenie, zdecydowana słuchać na stojąco. Większość z obecnych jest w wieku emerytalnym, w związku z czym organizatorzy w pośpiechu szukają dodatkowych siedzeń.
Kandydat ma swój support, dzisiaj na małą scenę pośrodku zgromadzonych wychodzą Dorota Łoboda i Monika Rosa, które równolegle z kampanią Trzaskowskiego prowadzą własną – Kobiety na Wybory. Nagłośnienie działa świetnie, chociaż głosy posłanek nie brzmią najmocniej.
Niebawem publiczności objawia się sam kandydat, wchodzi niczym zawodnik, bocznym wejściem, w otoczeniu sztabu. Atmosfera na wejściu jest przebojowa – z głośników leci jingiel, Trzaskowski przedziera się przez tłum, przybijając piątki.
Prezydenta Warszawy wita prezydent Konina, Piotr Korytkowski. To stały element spotkań tej kampanii – Trzaskowski nie zapomina o akcencie lokalnym, rysując przyszłość Konina jako zagłębia nowej, zielonej energetyki.
Zgromadzeni, zaopatrzeni w transparenty, z początku są dosyć nieśmiali. Na pomoc przychodzi wodzirej, który w odpowiednich momentach zachęca do okrzyków. Tematem dnia jest deregulacja – ukłon w stronę przedsiębiorców. To nawiązanie do wystąpienia Sławomira Mentzena w Kanale Zero, który w trakcie wywiadu ogłosił dwa postulaty – płatnych studiów i prywatyzacji ochrony zdrowia. Po raz pierwszy w kampanii Trzaskowski decyduje się na atak na kandydata Konfederacji. Pozwala sobie przy tym na żart, co wywołuje zamierzony efekt.
Rozglądam się w poszukiwaniu młodych. Kilkoro siedzi w kadrze za Trzaskowskim. Dowiaduję się później, że przyszli tu w ramach projektu licealnego zapytać kandydata o zielone kwestie. Grupa dziewczyn mówi mi, że Trzaskowski zdobył ich głos, bo jest poza sporem politycznym (było to jeszcze zanim kandydat wszedł w narrację pojednania). „Planuję pójść na każdego, kto przyjedzie do Konina” – słyszę z kolei od chłopaka, który niedawno zyskał prawa wyborcze. Ma poglądy prawicowe, ale chce dać szansę każdemu. Z listy potencjalnych wykreślił przed chwilą Trzaskowskiego, który wydaje mu się nieszczery.
Po prawie godzinie słychać uniwersalne: „Większość z nas to ludzie, którzy myślą racjonalnie. Cała Polska naprzód!”. To był solidny występ. Trzaskowski przekonał obecnych na sali, że wygra te wybory.
Jest połowa kwietnia, czuć już zapach wyborów. Nad Białą Podlaską zbierają się deszczowe chmury. Podobna atmosfera panuje w sztabie Trzaskowskiego – kilka dni wcześniej odbyła się debata w Końskich. Liczba zgromadzonych na placu Wolności nie jest duża, może 200 osób. Trzaskowskiego można obejrzeć z bliska. Prawie, bo podest, z którego przemawia, oddziela od wyborców metalowa barierka. Razem z Trzaskowskim na scenie stoją działacze partyjni, oprócz prezydenta Warszawy występuje gospodarz Białej – Michał Litwiniuk.
Biała Podlaska nie jest okręgiem Trzaskowskiego – w 2023 r. 43 proc. wyborców oddało tu głos na Prawo i Sprawiedliwość, na Koalicję Obywatelską 20. Niemniej, frekwencja na wiecu rozczarowuje. Wśród organizatorów widzę twarze znane z korytarzy sejmowych. Osoby, którym udało się już wejść do świata polityki, niekoniecznie posłów, ale asystentów, partyjnych działaczy. Brakuje tych, od których roi się na wiecach Mentzena, Zandberga czy Biejat – ludzi, którzy wierzą w jakąś ideę i wypatrują zmiany. Dla których te wybory są czymś więcej, niż zwieńczeniem trzyletniego maratonu wyborczego.
W dzisiejszym przemówieniu Trzaskowski stawia na bezpieczeństwo – znajdujemy się przecież 30 km od granicy polsko-białoruskiej. Nie pozwala sobie na improwizację czy dowcip. Jest jedynie powaga, uzyskana kosztem żywej emocji. „Nikomu nie odbieram prawa do Biało-Czerwonej. Miejmy nadzieję, że może nam się uda przez te najbliższe tygodnie przynajmniej to jedno ustalić, że wszyscy mamy prawo do patriotyzmu” – słyszę z głośników. Trzaskowski oferuje wyborcom temat ponad podziałami. Nie zwraca się przy tym bezpośrednio do zgromadzonych, jego wzrok przesuwa się ponad ich głowami. Być może lepiej wygląda to na nagraniu – sztab dba o zapewnienie transmisji z każdego wydarzenia. Niezdecydowani, którzy przyszli z ciekawości, nie wyglądają na przekonanych.
Chcę porozmawiać z młodymi wyborcami Trzaskowskiego. Cel okazuje się bardziej ambitny, niż zakładałam – pod sceną nie ma nawet kogo szukać. Są osoby starsze, dobrze pamiętające lata samowładzy PiSu. Pojawiło się też trochę millenialsów.
Na obrzeżach placu udaje mi się w końcu znaleźć młodych. „Oczywiście, że na Mentzena” – dowiaduję się od kolejnej już grupy chłopaków. Przyszli tu na zwiady, ale sami z siebie nie wspominają nic o drugiej turze. Między słowami słyszę, że nie chcieli stracić okazji do zobaczenia nowego prezydenta, do którego wygranej nie zamierzają jednak przyłożyć ręki.
Gdy pytam, czy w takim razie zagłosują w drugiej turze na Karola Nawrockiego – kręcą głowami. Wspominają za to wiec na tym samym rynku, w trakcie którego kandydat Konfederacji jeszcze w październiku zgromadził niemały tłum. Kilku z nich stwierdziło też, że nie wykluczają głosu na Adriana Zandberga, który niedawno pojawił się w Białej Podlaskiej. Według nich obaj kandydaci mają stabilne poglądy i wierzą w to, co mówią. Domyślam się, że wspólnym mianownikiem jest też fakt, że Mentzen i Zandberg nie mieli jeszcze okazji rządzić, a więc nie są współodpowiedzialni za obecną sytuację.
Wracam pod scenę. Wiec dobiega końca – w planie nie ma miejsca na pytania od publiczności ani mediów. Po wystąpieniu od razu przychodzi czas na zdjęcia. Entuzjazm czekających w kolejce sugeruje, że ostatni punkt programu był ważniejszy niż to, co kandydat ma do powiedzenia. „Przyszłam tu po autograf przyszłego prezydenta” – przyznaje mi nastolatka. Nie zamierza głosować na Trzaskowskiego. Po odbyciu blisko 30 rozmów z młodymi znalazłam troje, którzy poprą go w wyborach.
Dla równowagi pojechałam za kandydatem do bastionu KO. Jest 1 maja, plac na sopockim Monciaku wypełnił się po brzegi. Część osób ewidentnie przyszła dla kandydata. Część trafiła tu z przypadku, niekoniecznie zadowolona, że polityka zakłóca im majówkę.
Przed kilkoma godzinami był tu prawdziwy plac budowy. W efekcie powstał podest, który pozwala mówcy wynurzyć się z morza ludzi. Za nim potężna trybuna, obsadzona pełnym przekrojem społeczeństwa – jest to być może jedyne miejsce, w którym dostrzegam młodych. Podobnie jak w Koninie i Białej Podlaskiej, średnia wieku jest wysoka. Wybrani trzymają coś na kształt kijów do krykieta z napisem „Rafał”. Inni pomachują flagami – Polski i Unii. Podobno jest to dotychczas największy wiec w kampanii Trzaskowskiego. Mimo liczby zgromadzonych i tu, podobnie jak w Białej Podlaskiej, brakuje energii.
Na scenę wchodzą po kolei politycy KO, żona Małgorzata, wreszcie sam kandydat. Trzaskowski zaznacza, że wśród zgromadzonych jest też premier. Donald Tusk nie zabiera jednak głosu.
Lawiruję w tłumie w poszukiwaniu młodych. Gdy udaje mi się kogoś znaleźć, okazuje się, że mają już swojego kandydata, i większości przypadków nie jest nim Trzaskowski. Częściej wpadam na wyborców koalicji 15 października, którym nie podoba się skręt Trzaskowskiego w prawo. Zagłosują na niego w drugiej turze, ale nie z uśmiechem na ustach. Od nielicznych młodych zwolenników Trzaskowskiego bije z kolei duży entuzjazm. Przede wszystkim jest dla nich kandydatem formatu prezydenckiego. O poglądach raczej nie wspominają.
„Nie chcę, żeby Trzaskowski wprowadził mi 15-minutowe miasta. Nie będzie wtedy można jeździć za granicę” – słyszę od młodego wyborcy Mentzena. Jest bardziej rozmowny niż wyborcy kandydata KO. Dowiaduję się, że najważniejsze jest dla niego wypowiedzenie paktu migracyjnego. Pada też temat ZUSu, którego najchętniej by się pozbył. „Wolę, żeby rodzina zrzucała się po 500 zł na babcię” – dodaje. W drugiej turze Nawrocki ma jego głos. Nie dlatego, że go przekonał – zwyczajnie nie chce, by Trzaskowski został prezydentem. Rozmowę przerywa nam „W dobrą stronę” Męskiego Grania, które nagle ryknęło z głośników. Czas na zdjęcia.
***
To od początku była kampania pod drugą turę. Mimo to sztab nie wchodzi na ostatnią prostą z optymizmem. Ma za to do odrobienia lekcje. Trzaskowski stracił pół miliona wyborców, którzy w 2023 r. oddali głos na Koalicję Obywatelską. Polska okazuje się być bardziej prawicowa, niż wskazywały sondaże. Młodzi postawili na kandydatów spoza mainstreamu politycznego. Jak w tej nowej rzeczywistości kandydat „zdrowego rozsądku” zamierza przekonać brakujące miliony wyborców? Czy pokaże skrajnej prawicy, że nie ma rogów? A może rozbudzi emocje z 2023 r.? Punktem wyjścia jest fakt, że w dzień dziecka Trzaskowski będzie potrzebował głosów młodych jak tlenu.