We wtorek, 25 listopada, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał, że małżeństwa osób tej samej płci zawarte w UE powinny być uznawane przez państwa członkowskie, nawet jeśli prawo danego państwa nie pozwala na zawieranie tego typu związków.
W tym samym orzeczeniu Trybunał potwierdził, że to państwa członkowskie mogą swobodnie podejmować decyzje, czy ich prawo dopuszcza do zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci.
Jednak ponieważ obywatele krajów członkowskich są też obywatelami Unii Europejskiej, a obywateli Unii chronią wspólne zasady prawne dla całej wspólnoty, w tym prawo swobodnego przemieszczania się i pobytu na terytorium innych państw członkowskich, a także prawo do ochrony życia rodzinnego, Trybunał uznał, że jeżeli ktoś rozwinął lub umocnił swoje życie rodzinne w jednym z państw UE, to powinien mieć prawo do dalszego prowadzenia życia rodzinnego w innym państwie UE.
W Polsce formalna procedura uznania małżeństwa zawartego w innym kraju polega na transkrypcji aktu małżeństwa w urzędzie stanu cywilnego. Trybunał uznał, że należy dokonać takiej transkrypcji niezależnie od tego, czy małżeństwo dotyczy par hetero, czy homoseksualnych.
W środę, 26 listopada, do wyroku TSUE odniósł się premier Donald Tusk –
„Pracujemy nad własnymi przepisami, które będą to regulowały i w sposób taki, jaki większość Polaków, poprzez większość parlamentarną, uzna za stosowne”.
Premier zaznaczył, że temat wywołuje emocje nie tylko w Polsce i oświadczył, że „nie jest tak, że Unia Europejska może nam w tej sprawie cokolwiek narzucić”. Przypomniał, że rząd pracuje nad przepisami, które będą regulowały te związki. Dodał, że prace nad projektem toczą się „w harmonijny sposób".
– „Będziemy oczywiście respektować werdykty i wyroki trybunałów europejskich także w tej kwestii. Powtarzam: one dotyczą tych wszystkich, którzy mieszkają w innych państwach europejskich, i kiedy przybędą do Polski, będziemy musieli i będziemy chcieli traktować ich z pełnym respektem, ale też zgodnie z przepisami polskimi” – powiedział szef rządu.
Przeanalizowaliśmy sondaże i analizy, które mógł brać pod uwagę premier, ogłaszając, że „Unia nie może nam niczego narzucić”. Rankiem, 26 listopada, już po ogłoszeniu orzeczenia TSUE kolektyw ResFutura opublikował analizę internetowych komentarzy wokół wyroku.
Dowiadujemy się z niej, że sprawa wyroku była tematem dnia w sieci, zdecydowana większość komentarzy była przeciwna wyrokowi (91 proc.), a narracje, które w nich dominowały, mówiły „o sprzeczności z Konstytucją RP, obronie tradycyjnych wartości, odrzuceniu nadrzędności prawa UE oraz zawierały intensywną krytykę personalną”. 20 proc. komentarzy to treści otwarcie antyunijne, wzywające do referendum w sprawie wyjścia Polski z UE. Na uwagę zwraca też wydźwięk komentarzy wokół TSUE, który przedstawiany jest jako „negatywny podmiot zewnętrzny ingerujący w sprawy Polski”. Krytycy TSUE „wskazują na przekraczanie kompetencji, atak na suwerenność, sprzeczność z Konstytucją RP oraz próbę ingerencji w porządek kulturowy”.
Wyrok TSUE, jak pisze ResFutura, „funkcjonuje w narracjach komentatorów nie jako wyraz prawa międzynarodowego, lecz jako symbol presji kulturowej i aksjologicznej ze strony Unii Europejskiej. Dyskusja ma zatem charakter głównie ideologiczny, a nie merytoryczny i jasno ukazuje dominującą nieufność wobec unijnych instytucji prawnych”.
Tymczasem w czerwcu 2025 r. poparcie Polek i Polaków dla legalizacji związków jednopłciowych było duże (Ipsos). Jakąś formę legalizacji popierało wówczas 62 proc. polskich badanych, w tym 31 proc. opowiadało się za możliwością zawierania małżeństw jednopłciowych, a kolejne 31 proc. popierało inną formę legalizacji związków. 55 proc. Polek i Polaków sprzeciwiało się prawu par jednopłciowych do adopcji dzieci. W tej sprawie nastąpiła znaczna zmiana poglądów, rok wcześniej odsetek przeciwników adopcji wynosił 44 proc.
W listopadzie 2025 r. za wprowadzeniem związków partnerskich dla osób tej samej płci opowiedziało się 62,1 proc. respondentów CBOS (badanie dla Dziennika Gazety Prawnej). Połowa z nich (30,6 proc. ankietowanych) była zdania, że osoby pozostające w takich związkach powinny mieć takie same prawa jak małżeństwa, a połowa (31,5 proc.) poparłaby wprowadzenie związków partnerskich, ale z ograniczonymi prawami.
Po dwóch latach od wyborów do wspólnej propozycji w sprawie związków partnerskich doszły Lewica i PSL. Jak trudny był to kompromis, świadczy sama nazwa projektu: Ustawa o statusie osoby najbliższej w związku i umowie o wspólnym pożyciu. Prawo ma regulować praktyczne aspekty życia obywateli żyjących w związkach nieformalnych. Kwestie majątkowe – możliwość uwspólnienia majątku, wspólne rozliczenia podatkowe, prawo do spadku; związane ze zdrowiem – prawo do informacji zdrowotnej, objęcia osoby najbliższej ubezpieczeniem zdrowotnym czy kwestie związane z pochówkiem.
Ustawa nie wprowadzi jednak pojęcia „związku partnerskiego”. Umowa zawierana będzie u notariusza i nie będzie zmieniać stanu cywilnego osób najbliższych. Niemniej informacja o niej będzie trafiać do urzędu stanu cywilnego i w trakcie jej trwania nie będzie można zawrzeć związku małżeńskiego. Ustawa nie będzie również regulować kwestii bieżącej pieczy nad dzieckiem, co znajdowało się w pierwotnym projekcie ustawy o związkach partnerskich.
Podejście koalicjantów wybrzmiało w trakcie konferencji prezentującej projekt. Katarzyna Kotula zaznaczała, że obecne rozwiązania to „krok do przodu, ale lepiej zrobić jeden krok niż stać w miejscu”. Urszula Pasławska podkreślała za to, że „ustawa nie narusza w żaden sposób, ani nie szkodzi instytucji małżeństwa”.
Ustawa o statusie osoby najbliższej ma zastąpić rządową ustawę o związkach partnerskich. Po jej ostatecznym wypracowaniu przez Radę Ministrów trafi do Sejmu. Zgodzić się na nią musi także prezydent. Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że proces legislacyjny powinien zakończyć się jeszcze w tym roku.