Młode serca i chęć zmiany – tego Konfederatom nie brakuje. Kobiety już mają. Idą po własnych rodziców i, przede wszystkim, dziadków. Co musi się stać, żeby twardy elektorat PiS zagłosował na Sławomira Mentzena?
Halę Skry Bełchatów rozerwały brawa. Nie z powodu asa serwisowego. „Dla nich jest jedna kara – kara śmierci!” – wykrzyczała Ewa Zajączkowska-Hernik, europosłanka Konfederacji, o imigrantach popełniających szczególnie brutalne przestępstwa. Klaskał działacz Ruchu Narodowego, weteran organizacji jeszcze z lat 90. Wtórował mu młody przedsiębiorca z kolczykami w uszach. Tak jak ponad 4 tys. osób, które przyjechały na konwencję Sławomira Mentzena, kandydata Konfederacji w wyborach prezydenckich.
„Jeżeli ludzie rozczarowani swoim establishmentem politycznym chcą go wymienić, to nie jest fala populizmu. To nie jest autorytaryzm. To nie jest nacjonalizm. To jest normalność. (...) Demokracja służy wymianie elit politycznych, jeśli się nie sprawdzają. Dokładnie to zamierzamy zrobić” – tłumaczył zgromadzonym w Bełchatowie Krzysztof Bosak. Nie musi ich do tego przekonywać. Konfederaci czują siłę i czas. Wierzą, że to oni są zmianą i że po prostu chcą przywrócić normalność.
Duże media w wyborcach Konfederacji jeszcze do niedawna widziały uczestników Marszów Niepodległości, rzucających racami i kostką brukową. Ale ona już nie jest partią wyłącznie wkurzonych chłopców, którzy idą po Polskę. W Bełchatowie spotkałem też dziewczyny. Są w różnym wieku i idą razem z chłopakami. Też chcą niskich i prostych podatków oraz bezpiecznych ulic. Twierdzą, że Konfederacja jest jedyną siłą, która jeszcze nie oszukała Polaków. Wierzą, że w końcu ktoś zainteresuje się ich problemami. „Starsze pokolenie polityków ma własne, sprzed 30 lat” – mówi mi jeden z Konfederatów. Te trzy dekady to dłużej, niż żyje wiele osób zgromadzonych w bełchatowskiej hali.
Dłużej niż żyje większość osób, które dwa tygodnie wcześniej w mroźny lutowy wieczór przyszły na plac przed Miejskim Ośrodkiem Kultury w Wysokiem Mazowieckiem. Tam pierwszy raz słyszałem na żywo, jak Sławomir Mentzen przekonuje do siebie Polaków.
„No i mówi konkretnie, nie pierdoli głupot” – 18-letni Kacper tłumaczy, czemu głos w wyborach odda właśnie na polityka Konfederacji. U Mentzena podoba mu się zdecydowanie. Chwali go za to, że chce chronić Polaków przed zewnętrznymi zagrożeniami. Kacper ma też dość PiS-u. Wtóruje mu 20-letni Piotrek: „Troszeczkę dali hipokryzją. Z jednej strony mówią, że są przeciw Zielonemu Ładowi, a komisarz do spraw rolnictwa, pan Wojciechowski, mówi, że to jest ich sztandarowy program”.
Wiec zakończył się przed chwilą. Po burzy braw i okrzyków wyborcy otoczyli kandydata, każdy ma ochotę na pamiątkowe zdjęcie. Z głośników obok sceny leci „Enter Sandman” Metalliki.
Od chwili, kiedy stojący obok mnie mężczyzna napisał znajomym, że Mentzen wchodzi na scenę, do momentu, gdy ruszył zrobić sobie z nim selfie, minęło pół godziny. W międzyczasie Mentzen jak z rękawa sypał liczbami: przestępczość w Polsce jest naprawdę niska w porównaniu z europejską średnią, za to ochrona zdrowia wypada w porównaniu z innymi krajami źle – 60. miejsce w rankingu przy 20. gospodarce świata. Na to idą nasze podatki? 400 strzelanin na ulicach szwedzkich miast. Algierczycy popełniają w Niemczech 800 razy więcej przestępstw niż Japończycy. Czy chcielibyśmy tego w Polsce?
Są też zgrabnie ilustrowane tezy. Czy ktoś będzie dyskutował z tym, że politycy nie szanują pieniędzy podatników, gdy dowie się, że Rafał Trzaskowski na „wielkie gipsowe jajo” wydał z publicznej kasy 200 tys. zł? Według Mentzena rozsądny człowiek wie, że za 650 tys. zł, czyli tyle, ile miała kosztować publiczna toaleta w Warszawie, można wybudować dom z drogą. Pod tę samą kategorię urzędniczej rozrzutności Mentzen sprytnie podpina przykłady wątpliwego gospodarowania relatywnie małymi sumami na szczeblu lokalnym, ale też państwowe projekty o znaczeniu strategicznym. Dwa zdania później marnowaniem pieniędzy okazuje się 800+ dla Ukraińców i wdrażanie Zielonego Ładu. Ten ostatni w opowieści Menztena to czyste szaleństwo prowadzące do zlikwidowania rodzimego przemysłu. Zielony Ład ma kosztować w przeliczeniu na jednego Polaka 250 tys. zł. „Jak rodzina czteroosobowa to bańka, milion!” – kandydat Konfederacji pokrzykuje i wizualizuje ludziom, jaka fortuna przechodzi im koło nosa. „To już w Amber Gold bym chyba wolał zainwestować” – śmieje się Mentzen, a ludzie razem z nim.
Śmiech przeplata się z gromkimi brawami. Wybuchają, gdy polityk przypomina, że Rafał Trzaskowski chciał zakazać organizacji Marszu Niepodległości lub gdy nazywa Donalda Tuska kłamcą. Z nową energią ludzie dookoła mnie klaskali, gdy obiecywał, że odrzuci ustawy podnoszące podatki i doprowadzi do deportacji każdego obcokrajowca, który w Polsce popełni przestępstwo. Szczególnie pozytywny odzew wywołała deklaracja, że nie wyśle polskich wojsk na Ukrainę.
Mentzen wchodzący na scenę musi czuć się jak gwiazda rocka. Z głośników słychać gitarowe riffy, a przed nim rozciąga się dywan migoczących fleszy od telefonów. Choć festyn trwa, to nie cała publiczność bierze w nim udział z równym zaangażowaniem. Oprócz przekonanych wyborców na plac przyszli ci, którzy jeszcze nie wiedzą, który z kandydatów powinien zostać głową państwa. Nie klaszczą, nie krzyczą, słuchają i zastanawiają się, czy to, co słyszą, to recepta na rozwiązanie ich problemów
Niewydolna ochrona zdrowia, skomplikowany system danin na rzecz państwa, wysokie ceny energii, strukturalna dyskryminacja osób, które mieszkają poza wielkomiejskim wyspami względnego dobrobytu. To nie propaganda, tylko rzeczywistość milionów obywateli. Mentzen wskazuje palcem na problemy, które ludzie przychodzący na jego wiece dobrze znają.
„Co to jest za system?” – pyta mieszkańców Wysokiego Mazowieckiego o to, jak żyje im się w Polsce rządzonej od 20 lat na zmianę przez Kaczyńskiego i Tuska. „Co to jest za system, że nie załatwiają nam podstawowych rzeczy, do których się zobowiązali?”. Mówi o pacjentach, tracących w kolejkach do lekarza czas, którego nie mają. Emerytach, którzy pracowali całe życie, a skromna emerytura nie starcza na pokrycie ich podstawowych potrzeb. Rolnikach, żołnierzach, górnikach, pracownikach przemysłu. „O tylu Polakach politycy zapomnieli, tocząc tylko ze sobą swoje bieżące walki”.
To właśnie członkowie klasy politycznej są w tej opowieści sprawcami wszystkich problemów: „Za co oni się nie wezmą, to w zasadzie nie działa”. Jednak Mentzen jeszcze nie rządził, nie jest więc wśród tych, którzy zawiedli. Wciąż jest jednym ze „zwykłych Polaków”, którzy „jak mało kto rozumieją, że dobrobyt bierze się z pracy, z oszczędności, z przedsiębiorczości, nie z długu, drukowania pieniędzy czy zasiłku”.
Mieszkańcy wielu miejscowości usłyszą to tylko z jego ust. Z ludźmi spotyka się często po kilka razy dziennie. Twierdzi, że do dnia wyborów odwiedzi wszystkie powiaty. Biorąc pod uwagę model prowadzenia kampanii przez innych kandydatów, tylko Karol Nawrocki może myśleć o podobnym wyczynie.
Ale Mentzen nie jest mędrcem – zdecydowanie łatwiej przychodzi mu diagnozowanie problemów niż proponowanie rozwiązań. Zamiast tego straszy, że może być gorzej, bo do stawki wchodzi „obcy”, a on jest jedyną tamą, która może uratować „normalność”. Strzelaniny w Szwecji, fala molestowania dziewczynek w Anglii, przemoc na ulicach niemieckiego Frankfurtu – Mentzen żongluje obrazami przestępczości powodowanej przez imigrantów w krajach Zachodu, a ja oczyma wyobraźni widzę, jak Europa na zachód od Odry upada pod ciężarem własnej głupoty. W Polsce na to nie pozwolimy, Mentzen na pewno nie pozwoli.
– „On opowiada o tym, czego w Polsce za bardzo nie ma…” – mówię, pytająco patrząc na dwóch młodych mężczyzn.
– „Ale też lepiej, żeby nie było” – odpowiada pierwszy.
– „Lepiej, żeby nie było” – potwierdza kolega.
19-letnia Ania, uczennica szkoły rolniczej niedaleko Wysokiego Mazowieckiego zagłosuje na Mentezna z innych powodów. „Jak teraz wspomniał o tym krzywdzeniu kobiet, no to jak najbardziej ja nie jestem za tym i fajnie by było, żebyśmy mieli taką wolną Polskę, żeby nikt nie krzywdził tych kobiet”. Nastolatka uważa, że większość jej znajomych też zagłosuje na Mentzena. „Ale to jest tak wśród młodzieży, no bo jak tam ze starszymi się rozmawia w rodzinie, to każdy jest już z lat przekonany do tych starszych”. Tydzień później 160 km od Bełchatowa, w podwarszawskich Szeligach starsi to potwierdzili.
W dużym studiu telewizyjnym, przy ekspresówce prowadzącej ze stolicy w kierunku Łodzi, konwencję zorganizował Karol Nawrocki. Frekwencja dopisała. Do wąskiej furtki prowadzącej do obiektu tłoczył się długi wąż. W zdecydowanej większości tworzyli go emeryci. Przyjechali autokarami z całego kraju. Czemu tu, a nie do Bełchatowa?
„Z tego, co słyszałem, to u nich jest coś takiego: zabrać, zlikwidować, zastrzelić” – emerytowany maszynista pociągów towarowych tłumaczył mi, czemu nie odda głosu na Mentzena. Na konwencję przyjechał z grupą ze Zduńskiej Woli. „Rządzenie krajem to nie jest takie «zabrać, zastrzelić, wygonić». To się tak nie da” – dodaje.
„Gdyby nie kandydat Nawrocki, no to wiadomo, że Mentzen jest blisko” – przyznała 45-letnia księgowa. Wraz z mężem stoją na korytarzu, choć wydarzenie „kandydata obywatelskiego popieranego przez PiS” trwa już w najlepsze. „Ale też z niektórymi rzeczami się nie zgadzam, np. z tym, jak on podchodzi do służby zdrowia”. Mentzen chce wprowadzić do publicznej ochrony zdrowia elementy rynkowe – prywatne fundusze ubezpieczeń zdrowotnych miałyby konkurować o pacjenta. Obecnie monopol w tym zakresie ma NFZ. Kobieta wierzy, że Nawrocki to odpowiedź na trapiące ją problemy. „Mam dzieci i nie podoba mi się wiele sytuacji, które się dzieją teraz. Moje dzieci w szkole powoli zaczynają być wychowywane niezgodnie z moimi wartościami”.
Część wyborców zagłosuje na Nawrockiego w przypływie partyjnego patriotyzmu. „Nie ukrywam, że zawsze byłam za PiS-em, bez względu na różne kłopoty” – przyznała emerytowana nauczycielka szkoły muzycznej z Piotrkowa Trybunalskiego. „Może nie ze wszystkim się zgadzałam, ale jednak jest to partia mi najbliższa” – dodaje. Nawrocki, aktualnie silnie wspierany przez struktury partii, był jeszcze niedawno postacią nieznaną, w trakcie kampanii musiał uwiarygodnić się w oczach elektoratu. Czy to była szansa dla Sławomira Mentzena? „Od samego początku szukałam [w Nawrockim – przyp. M.S.] tego, co chciałam znaleźć, i na szczęście znalazłam. Był to dla mnie zupełnie obcy człowiek, dlatego chciałam go bliżej poznać” – pytanie znalazło odpowiedź.
Konflikt pokoleń na prawicy przybrał w tej kampanii twarze dwóch kandydatów. Nawrocki niesie ze sobą dziedzictwo rządów PiS. To wizja aktywnego państwa, starającego się reagować na wyzwania, z którymi borykają się obywatele. 500+, 13. i 14. emerytura, przekop Mierzei Wiślanej, Centralny Port Komunikacyjny – abstrahując od oceny motywacji i skutków – to przykłady rządowych inicjatyw, które miały wnieść istotną zmianę do życia Polaków. Mentzen mówi „dość”. W jego Polsce ludzie poradzą sobie sami. Bez wysokich podatków, bez wtrącającego się we wszystko państwa. Być może właśnie hasło: „zabrać, zlikwidować, zastrzelić” stanowi największą barierę między „nową” i „starą” prawicą. Racjonalizatorski zapał, budzący ekscytację wśród wyborców, którzy „jeszcze nie rządzili”, przeraża tych, którzy wierzą, że dobrze już było.
W drugiej turze wyborów znajdzie się tylko jedna z dwóch twarzy prawicy. Młodzi zdążyli zawieść się na politycznych wyborach rodziców. Czy jest szansa, że wschodząca gwiazda Mentzena przyciągnie starszych wyborców? Muzyczka z Piotrkowa Trybunalskiego nie miała wątpliwości. Konfederata otrzyma jej głos tylko w jednym przypadku – gdy to on będzie w drugiej turze wyborów konkurentem Rafała Trzaskowskiego. Niemożliwe? „Niemożliwe nie istnieje” – powtarza w kolejnych powiatach Mentzen.