Stopniowe ograniczanie czasu pracy to jedna z obietnic wyborczych Lewicy. Nie zaskakuje, że polityczka tej partii – ministra pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk – jest zwolenniczką wprowadzenia zmian, gwarantujących pracownikom więcej wolnego. Konkretnych propozycji ustawowych na razie nie ma. Za to, jak przyznaje ministra, w resorcie analizowane są dwie opcje: 35 godzinny i 4-dniowy tydzień roboczy.
Bez względu na to, które rozwiązanie zostanie wybrane, każde wymaga zmiany Kodeksu pracy. Punktem wyjścia jest obowiązujący dziś art. 129 § 1 Kodeksu, który wyznacza normy czasu pracy. Zgodnie z tym przepisem „czas pracy nie może przekraczać 8 godzin na dobę i przeciętnie 40 godzin w przeciętnie pięciodniowym tygodniu pracy w przyjętym okresie rozliczeniowym nieprzekraczającym 4 miesięcy”. Praca przez 8 godzin na dobę jest podstawowym systemem organizacji pracy. Kodeks dopuszcza jednak inne sposoby organizacji czasu pracy, w tym takie, które wydłużają dobowy wymiar do 12, 16 czy nawet 24 godzin. Poza podstawowym w kodeksie wymienione są jeszcze: system równoważny, przerywany, zadaniowy, skróconego tygodnia pracy, pracy weekendowej i pracy w ruchu ciągłym. Pozwalają one na dopasowanie czasu pracy do rodzaju świadczonej pracy, potrzeb pracodawcy lub pracownika.
Ewentualne zmiany w Kodeksie będzie musiał przegłosować Sejm, bo od poparcia większości parlamentarnej zależy, czy zapowiedzi ministry przełożą się na nowelizację przepisów. Dlatego przypominamy, co na temat krótszej pracy za taką samą płacę myślą posłowie i posłanki – osoby odpowiedzialne za kształt przyszłego prawa.
Pytania dotyczące rynku pracy zadaliśmy kandydatom i kandydatkom w kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. Chętnych do sprawowania mandatu poselskiego poprosiliśmy m.in. o odniesienie się do konkretnej propozycji – 7 godzinnego dnia pracy przy zachowaniu pełnego wynagrodzenia. Pominęliśmy opcję 4-dniowego tygodnia pracy i wybraliśmy taką, która wydawała się bardziej prawdopodobna. Za takim sformułowaniem pytania przemawiał też fakt, że w poprzedniej kadencji Sejmu parlamentarzyści Lewicy złożyli projekt przewidujący skrócenie tygodnia pracy do 35 godzin. Projekt nie wyszedł z sejmowej zamrażarki, nie był więc poddany dyskusji na forum Sejmu i komisji sejmowych.
Pytanie o skrócenie tygodnia roboczego nie było obowiązkowe. Na 29 obecnych posłów i posłanek, którzy na nie odpowiedzieli, 16 opowiada się za krótszym czasem pracy. W tym gronie jednomyślni byli reprezentanci jednego klubu parlamentarnego – Lewicy (Dorota Olko, Katarzyna Kotula, Joanna Wicha, Daria Gosek-Popiołek, Tadeusz Tomaszewski, Katarzyna Ueberhan) oraz była polityczka klubu Lewicy – Marcelina Zawisza (obecnie w kole poselskim Razem).
W Koalicji Obywatelskiej twarde „nie” mówi tylko Marek Chmielewski. Za 35 godzinnym tygodniem roboczym są: Agnieszka Hanajczyk, Iwona Kozłowska, Krystian Łuczak, Marcin Józefaciuk, Barbara Dolniak, Jolanta Niezgodzka i Barbara Nowacka. Sześć osób (Marek Hok, Krzysztof Piątkowski, Marzena Okła-Drewnowicz, Dorota Łoboda, Aleksandra Gajewska, Katarzyna Królak) wybrało opcję „nie mam zdecydowanej opinii w tej sprawie”.
W komentarzach Okła-Drewnowicz i Gajewska zgodnie przyznały, że najpierw należy przeprowadzić programy pilotażowe w różnych branżach.
Wahają się także politycy i polityczki Polski 2050-TD. Brak zdania deklarują: Maja Nowak, Barbara Oliwiecka, Wioleta Tomczak. Przeciwniczkami krótszego czasu pracy są Joanna Mucha i Izabela Bodnar, zwolenniczką – Aleksandra Leo.
35 godzinny tydzień pracy prawdopodobnie poparłaby Urszula Pasławska (PSL-TD), z kolei jej klubowa koleżanka – Bożena Żelazowska – prawdopodobnie zagłosowałaby przeciwko.
Krótszy o 5 godzin tydzień roboczy to rozwiązanie, które przynajmniej w okresie kampanii wyborczej nie cieszyło się jednoznacznym poparciem wśród tych polityków i polityczek koalicji rządzącej, którzy odpowiedzieli na kwestionariusz MamPrawoWiedziec.pl. W podziale na kluby to Lewica wydaje się najbardziej przekonana do zmian. W KO głosy zwolenników równoważą odpowiedzi wskazujące na brak zdania.
Warto dodać, że rząd nie wypracował na razie wspólnego stanowiska w tej sprawie. Krytycznie do skrócenia czasu pracy w programie Gość Poranka TVP Info odniósł się minister rozwoju Krzysztof Paszyk z koalicyjnego PSL. Zdaniem Paszyka 4-dniowy tydzień pracy negatywnie wpłynie na gospodarkę i konkurencyjność polskich firm. Z kolei ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z Polski 2050 na antenie Radia Zet zwróciła uwagę na niesprzyjające zmianom uwarunkowania demograficzne.
Faktem jest, że propozycja resortu pracy i polityki społecznej istnieje na razie jako postulat, bez wiążącej daty realizacji. W wywiadzie dla Gazety Prawnej Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki przyznał, że dokładne określenie terminu wprowadzenia zmian to na razie „wróżenie z fusów”. Ministra Dziemianowicz-Bąk deklaruje, że chciałaby skrócenia czasu pracy jeszcze w tej kadencji sejmu (i rządu).