13 marca prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację Kodeksu wyborczego. Wprowadza ona szereg zmian w procesie organizacji wyborów, w tym możliwość utworzenia nowych obwodów głosowania. W myśl zmian stały obwód ma odtąd obejmować od 200 do 4000 mieszkańców.
Poprzednio dolna granica tego przedziału wynosiła 500 osób. Czy i jak ta zmiana wpłynie na planowany wzrost frekwencji wyborczej?
Wszystko zaczęło się w Puławach w listopadzie 2022 r., kiedy Jarosław Kaczyński na spotkaniu ze swoimi zwolennikami powiedział o potrzebie utworzenia kilku tysięcy nowych punktów wyborczych w mniejszych miejscowościach, zwłaszcza na obszarach wiejskich. Żeby – jak sam argumentował – „ludzie, którzy wychodzą z kościoła, nie musieli się nadto trudzić, aby dotrzeć do lokalu wyborczego”.
Zdaniem rządzących dodatkowe obwody służą celowi pro-frekwencyjnemu i są odpowiedzią na trudności w dostępie do lokali wyborczych, które mają osoby starsze (duża odległość ich miejsca zamieszkania od lokalu wyborczego). Opozycja w czyste intencje rządzących jednak nie wierzy. Nowe obwody nazywa wprost „obwodami kościołkowymi”, na których ma skorzystać PiS.
W praktyce obniżenie dolnej granicy przedziału dla obwodu wyborczego (z 500 do 200 mieszkańców) oznacza konieczność przeprowadzenia analizy dotychczasowej siatki obwodów. Jeżeli grupa 5 proc. wyborców, wójt lub, z urzędu, komisarz wyborczy uzna, że istnieje potrzeba (albo możliwość) utworzenia dodatkowych komisji w mniejszych miejscowościach, w tym w tzw. wsiach kościelnych, to taki obwód (być może) powstanie. Niezależnie od tego, czy uda się znaleźć wystarczającą liczbę chętnych na członków komisji obwodowych.
Przy czym wcześniejsze przepisy też umożliwiały tworzenie obwodów wyborczych z mniejszą liczbą mieszkańców. Działo się tak w przypadkach uzasadnionych lokalnymi warunkami – odległością do lokalu wyborczego czy strukturą przestrzenną gminy. W wyborach parlamentarnych 2019 r. obwodów mniejszych niż 500 mieszkańców było 1436. Teraz rządzący chcą zwiększyć ich liczbę o około 6 tys., czyli do około 7,5 tys.
Zacznijmy od rzeczy najważniejszej. Wysokość frekwencji różni się w zależności od rodzaju wyborów. W najmniejszych miejscowościach, w tym tych leżących na obszarach wiejskich, frekwencja w wyborach parlamentarnych jest systematycznie niższa niż wyborach samorządowych. Różnica pomiędzy tymi elekcjami bywa nawet kilkuprocentowa. Badacze zajmujący się problematyką wyborczą nazywają to tzw. „luką frekwencyjną” i wskazują, że z pewnych powodów mieszkańcy mniejszych miejscowości po prostu niechętnie biorą udział w wyborach parlamentarnych.
Generalnie, im mniejsza gmina, tym mniejsza frekwencja w wyborach parlamentarnych. Odwrotnie sytuacja wygląda w wyborach samorządowych – poziom frekwencji wyborczej maleje wraz z wzrostem wielkości wspólnoty politycznej. W najmniejszych gminach, tych liczących do 3 tys. mieszkańców, różnica wynosi ponad 6 p.p. na korzyść elekcji lokalnych.
Znajomość pojęcia „luki frekwencyjnej” jest ważna w kontekście oceny tworzenia nowych obwodów wyborczych. Wiedząc o niej, możemy postawić tezę, że lepsza dostępność do lokalu wyborczego nie wpłynie w istotny sposób na wzrost frekwencji wyborczej. Może ją natomiast paradoksalnie zmniejszyć, bo w mniejszych obwodach wyborczych odnotowuje się – co pokazujemy poniżej – mniejszą mobilizację elektoratu.
Przyjrzyjmy się zatem bliżej frekwencji wyborczej na obszarach wiejskich, czyli na tych, na których PiS chce zwiększyć liczbę komisji wyborczych.
W analizie wykorzystaliśmy dane Państwowej Komisji Wyborczej o frekwencji na poziomie obwodów głosowania. Ograniczyliśmy się w niej wyłącznie do stałych obwodów wyborczych, świadomie pomijając odrębne obwody wyborcze, takie jak zakłady karne, areszty śledcze, domy pomocy społecznej, akademiki itp. Dodatkowo analizę zawęziliśmy do obszarów wiejskich. Łącznie to ponad 12 tys. obserwacji, które następnie uszeregowaliśmy według stałych przedziałów (każdy odpowiadający 10 proc. obserwacji).
Okazuje się, że średnia frekwencja wyborcza w wyborach parlamentarnych zależy od wielkości obwodu wyborczego – im jest on większy, tym większa jest frekwencja. W 2019 r. najwyższa była w obwodach najliczniejszych pod względem liczby mieszkańców (62 proc.), a najniższa w obwodach najmniejszych (53 proc.), a więc tych, które teraz PiS będzie masowo tworzyć.
Jak wygląda relacja między wielkością obwodu a poparciem dla poszczególnych partii? W małych obwodach PiS rzeczywiście zgarnia większy odsetek głosów – w najmniejszych obwodach wiejskich na tę partię zagłosowało przeciętnie ponad 63 proc. wyborców. Poparcie dla obecnie rządzących maleje jednak wraz ze wzrostem wielkości obwodu. W największych komisjach na PiS padło „tylko” ponad 50 proc. głosów.
To i tak lepszy wynik od wszystkich pozostałych komitetów wyborczych razem wziętych. Choć w największych wiejskich obwodach pozostałe komitety cieszyły się jednocześnie największym poparciem, to suma oddanych na nie głosów i tak nie przekraczała 50 proc.
Dotychczas w obwodach poniżej 500 mieszkańców, czyli obwodach „fakultatywnych”, które zostały utworzone z uwagi na specyficzne uwarunkowania lokalne (a w 2019 r. było ich 1436), PiS rzeczywiście wyraźnie wygrywa.
Największa liczba takich obwodów znajduje się jednak na wschodniej ścianie Polski, a więc w rejonach, w których PiS generalnie cieszy się najwyższym poparciem. Na poniższej mapie pokazujemy, gdzie były one dotąd zlokalizowane.
Po zmianie Kodeksu wyborczego ma powstać około 6 tys. nowych obwodów wyborczych. Nie wiadomo jednak, na podstawie czego ustawodawca oszacował tę wielkość i gdzie dokładnie zostaną one zlokalizowane.
Musimy pamiętać, że Polska ma zróżnicowaną (bo porozbiorową) sieć osadniczą. Na przykład w byłej Galicji (gdzie od lat PiS zdobywa wysokie poparcie) gminy wiejskie składają się z niewielkiej liczby miejscowości, ale są to gminy o stosunkowo dużej populacji. Tam teoretycznie może powstać najmniej dodatkowych obwodów (liczba istniejących obwodów jest już zazwyczaj wyższa niż liczba miejscowości).
Z kolei gminy leżące dziś na terenie byłego zaboru pruskiego oraz tzw. Ziem Odzyskanych (gdzie opozycja częściej wygrywa) często składają się z kilkudziesięciu, a nawet kilkuset małych wiosek (przysiółków). Liczba obwodów jest od nich dużo mniejsza i to właśnie na tych obszarach może powstać najwięcej nowych komisji.
Nie bez znaczenia dla frekwencji wyborczej jest również tzw. wskaźnik dominicantes, czyli odsetek katolików uczęszczających w niedziele na msze. Jest on największy w dawnej Galicji, ale jednocześnie względnie wysoki na terenie byłego zaboru pruskiego. Religijność, jak powszechnie wiadomo, jest dodatnio skorelowana z poziomem frekwencji. Nie ma jednak – o czym powinniśmy pamiętać – tak oczywistego przełożenia na rozkład preferencji politycznych.
Na to nakłada się dodatkowy problem – na terenach Ziem Odzyskanych liczba wsi kościelnych (tych na terenie której znajduje się parafia) jest dużo wyższa niż np. na Podlasiu. A to jeszcze bardziej komplikuje sprawę dla PiS, bo w istocie ułatwia udział w głosowaniu, ale dla wyborców partii opozycyjnych.
Nowe komisje obwodowe mogą nie znaleźć się też w bezpośrednim sąsiedztwie kościoła. Pokazujemy to na przykładzie gminy Grodziczno, leżącej na terenie województwa warmińsko-mazurskiego.
Obwód wyborczy nr 1 składał się dotąd z 5 miejscowości (Grodziczno, Lorki, Nowe Grodziczno, Linowiec, Montowo) oraz miał przykościelną lokalizację. Aby pokazać możliwy paradoks reformy, podzieliliśmy ten obwód na dwa odrębne (1A – Grodziczno, Lorki, Nowe Grodziczno, Linowiec oraz 1B – Montowo). Hipotetyczny podział, którego dokonaliśmy, ilustrujemy na mapie poniżej.
Okazuje się, że teraz mieszkańcy wsi Montowa będą mieli komisję wprawdzie bliżej miejsca swojego zamieszkania, ale jednocześnie znajdzie się ona w znacznym oddaleniu od najbliższego kościoła. Podobnych przypadków w całej Polsce można znaleźć więcej. Punkty wyborcze będą „oddalać się” od kościołów szczególnie tam, gdzie liczba tzw. wsi kościelnych jest niewielka.
Z badań nad zachowaniami wyborczymi wiemy, że na poziom frekwencji wyborczej w Polsce wpływa szereg czynników. Jednym z nich – jak pokazaliśmy – jest rodzaj wyborów. Mieszkańcy małych miejscowości gremialnie uczestniczą w wyborach lokalnych, ale za to mniej chętnie biorą udział w wyborach parlamentarnych.
W dużych ośrodkach jest odwrotnie – ich mieszkańcy chętniej wybierają posłów i senatorów, a tym samym rzadziej uczestniczą w wyborach samorządowych.
Nie wydaje się zatem, aby dodatkowe punkty do głosowania miały rozwiązać problem niskiej frekwencji w małych miejscowościach podczas wyborów do parlamentu. Problemem jest „wybiórcza” mobilizacja elektoratu i skoncentrowanie uwagi na ważniejszych z ich perspektywy wyborach lokalnych.
Zmiana struktury obwodów wyborczych w całej Polsce może generować za to istotne problemy organizacyjne.