Energetyka i klimat

Jaka będzie przyszłość Zielonego Ładu? W jaki sposób przeprowadzić zieloną transformację? Czy Unia Europejska powinna dofinansować inwestycje w energetykę jądrową? Sprawdzamy, przed jakimi dylematami dotyczącymi transformacji gospodarczo-energetycznej staną europosłowie X kadencji Parlamentu Europejskiego.

W awangardzie polityki klimatycznej

Europa „będzie przewodzić działaniom w dziedzinie klimatu i kształtować transformację ekologiczną z korzyścią dla obywateli i przemysłu”. Pod tym zdaniem kryje się Zielony Ład, czyli program, poprzez realizację którego Unia Europejska chce osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r., a także zmienić strukturę unijnej gospodarki w taki sposób, aby uniezależnić jej wzrost od dalszego zużywania zasobów. Przyszłość Zielonego Ładu nie jest jednak oczywista – zmniejszająca się konkurencyjność ekonomiczna UE wymaga zweryfikowania priorytetów strategii przyjętej przez wspólnotę. Pytanie nie brzmi jednak: gospodarka czy transformacja energetyczna. Sprawdzamy, przed jakimi dylematami klimatycznymi staną europosłowie X kadencji Parlamentu Europejskiego.

Zielony Ład

Zielony Ład to pakiet aktów prawnych, które obejmują regulacje najważniejszych sektorów gospodarki, w tym chociażby energetykę, klimat i transport, ale także politykę podatkową. Co ważne, są one wiążące dla państw członkowskich. Źródłem finansowania Zielonego Ładu jest w większości wieloletni budżet UE, ale na jego realizację przeznaczonych ma też być jedna trzecia środków z funduszu na odbudowę gospodarki po pandemii Covid-19.

Zielony Ład był flagowym projektem Komisji Europejskiej pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen, a przez ostatnie 5 lat Unia Europejska włożyła wysiłek w przygotowanie fundamentów pod przeprowadzenie transformacji swojej gospodarki.

Najbliższym celem UE jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych netto do 2030 r. o co najmniej 55 proc. (w porównaniu z poziomem z 1990 r.). Cel ten realizowany jest w oparciu o pakiet regulacji funkcjonujący pod nazwą Fit for 55. Dotychczasowe tempo redukcji emisji w państwach członkowskich wskazuje jednak, że UE zabraknie kilku punktów procentowych do realizacji pierwotnego planu. Mimo to, pod koniec IX kadencji Parlament Europejski rozpoczął już dyskusję odnośnie celu na 2040 r., który według wstępnych założeń miałby polegać na obniżeniu emisji o 90 proc. Cel ten uznawany jest za ambitny, ale być może osiągalny. Eksperci sugerują jednak, że Unia musi się znacznie bardziej zmobilizować, jeżeli nadal chce osiągnąć neutralność klimatyczną w wskazanym przez siebie 2050 r. Na szali stoi jednak pozycja gospodarcza Europy.

Zielona gospodarka

Ostatnimi czasy nastroje społeczne odnośnie Zielonego Ładu znacznie się ochłodziły. Zmniejszająca się konkurencyjność UE względem USA i Chin martwi całe spektrum sceny politycznej. Nawet ugrupowania, które były zagorzałymi zwolennikami transformacji, zmieniły w tym cyklu wyborczym swoje priorytety, stawiając na wysokim miejscu rozwój gospodarczy.

Mimo to można założyć, że Unia Europejska nie odejdzie od swojego flagowego celu, którym jest neutralność klimatyczna. Pytanie nie brzmi więc  „czy”, ale „jak” przeprowadzić transformację. Unia Europejska była światową pionierką we wprowadzaniu zielonej polityki i oparła ją w dużej mierze na tworzeniu regulacji dla podmiotów prywatnych, które potem egzekwowała. W ostatnich latach kolejne globalne potęgi wypracowały własne modele transformacji energetycznej. W przypadku Stanów Zjednoczonych został on zawarty w IRA, czyli Inflation Reduction Act. USA w swojej strategii postawiło na znaczące dopłaty i inwestycje w przedsiębiorstwa zarabiające na zielonym przemyśle i technologiach. W efekcie wiele europejskich przedsiębiorstw przeniosło swoją działalność na drugą stronę Atlantyku. W odpowiedzi Unia wprowadziła Net-Zero Industry Act, który ułatwi zdobywanie pozwoleń i finansowanie zielonych technologii. Nie jest to jednak ten sam poziom subsydiów, który oferują Stany Zjednoczone. Innymi narzędziami, do których UE mogłaby się uciec, są ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw produkujących zielone technologie.

Kontynuując dylematy z zakresu „jak”, Unia Europejska nie ma obecnie bazy przemysłowej i technologicznej, która pozwoliłaby jej na przeprowadzenie zielonej transformacji własnym siłami. Inaczej wygląda sytuacja Chin, które pozostając największym emitentem CO2, równie mocno inwestują w zielone technologie. Odpowiadają obecnie za 80 proc. światowej produkcji paneli fotowoltaicznych oraz 2/3 produkcji samochodów elektrycznych, turbin wiatrowych i akumulatorów litowo-jonowych. Biorąc pod uwagę, jak istotna jest dla Unii transformacja, Europa stoi przed kolejnym pytaniem– czy powinna otworzyć się na technologie i produkty z zewnątrz, w tym z Chin, aby znacząco ograniczyć koszty transformacji energetycznej i przyspieszyć jej tempo, czy może należy wspierać produkcję „zielonych” towarów i technologii na terenie UE oraz wprowadzić wysokie cła na produkty z państw trzecich. Druga droga wymagałby dużych inwestycji w czasach, w których Europa boryka się z trudnościami gospodarczymi. W długim terminie wzmocniłaby jednak europejską bazę przemysłową, zwiększyła jej konkurencyjność i uniezależniła od zewnętrznych dostawców.

Niewykluczone, że pogodzenie transformacji z rozwojem gospodarczym będzie wymagało wielu koncesji. Wewnętrzny rozwój przemysłu i zielonych technologii może jednak być szansą dla Unii Europejskiej na odzyskanie konkurencyjności.

Zielona polityka rolna

Obecnie ⅓ budżetu Unii Europejskiej przeznaczona jest na subsydia dla sektora rolnego. Wszystkich rolników obejmują podstawowe regulacje, np. dotyczące ograniczeń w stosowaniu pestycydów, tak aby dbać o stan gleby, ale przede wszystkim zapewniać wysoką jakość produktów trafiających na europejski rynek. Bardziej restrykcyjne wymagania środowiskowe nie są obowiązkowe dla wszystkich i dotyczą tylko większych gospodarstw, jednak ich spełnienie stanowi podstawę do uzyskania dofinansowania z Unii. 

W pierwszej połowie 2024 r., wskutek powszechnych protestów rolników Komisja Europejska wycofała się z niektórych istotnych zapisów Zielonego Ładu dotyczących rolnictwa. Argumentowała to utrzymaniem opłacalności produkcji rolnej, a w dłuższej perspektywie zapewnieniem bezpieczeństwa żywnościowego Unii.

Zobacz najnowsze

Eksperci twierdzą, że aktualne próby obniżenia emisji sektora rolnego są niewystarczające. Rolnicy stanowią jednak siłę polityczną, z którą politycy, szczególnie w kampanii wyborczej, muszą się liczyć. Niewykluczone jednak, że po wyborach Unia Europejska zdecyduje się na powrót do bardziej restrykcyjnych wymogów. A właściwie będzie musiała, jeżeli nadal chce osiągnąć obowiązujące cele klimatyczne.

Wspólny front energetyczny

Na początku IX kadencji Parlamentu Europejskiego priorytetem UE w sektorze energetycznym było skuteczne przeprowadzenie zielonej transformacji. Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę zachwiała jednak europejskim rynkiem energii i zmieniła doraźne potrzeby. Wymusiła też jego szybką przebudowę – w imię bezpieczeństwa energetycznego Unia była zmuszona do dywersyfikacji źródeł pozyskiwania energii, zmiany dostawców (uniezależnienie się Rosji) i rozbudowy własnej infrastruktury przesyłu i magazynowania energii. 

W ciągu kilku miesięcy Unia wprowadziła nadzwyczajne środki, które miały zapobiec dalszemu, rekordowemu wzrostowi cen energii i zagwarantować ciągłość dostaw. Ówczesna sytuacja wymagała ścisłej współpracy państw członkowskich. Konieczna była zmiana sposobu myślenia o energetyce w ramach UE – dotychczas państwa członkowskie samodzielnie koncentrowały się na bezpieczeństwie energetycznym i realizowały je we własnym zakresie. Po doświadczeniach związanych z kryzysem energetycznym wywołanym rosyjską pełnoskalową agresją na Ukrainę głośniej zaczęły wybrzmiewać głosy opowiadające się za pogłębieniem integracji w sektorze energetycznym w ramach UE. Takie rozwiązanie pozwoliłoby m.in. na lepsze wykorzystanie nadwyżek energii, obniżenie kosztów jej pozyskiwania i cen dla konsumentów. Unia miałaby też lepszą pozycję negocjacyjną w stosunkach z dostawcami z państw trzecich.

Z drugiej strony, zwolennicy suwerenności nie chcą uzależniać polityki energetycznej kraju od pozostałych państw członkowskich. Energetyka pozostaje jednym z najbardziej strategicznych sektorów, przez co uzależnienie bezpieczeństwa energetycznego od innych państw jest ich zdaniem zbyt ryzykowne. Jako alternatywę wskazują dążenie do suwerenności energetycznej, w tym budowanie samowystarczalności energetycznej przez państwa członkowskie, m.in poprzez rozwój spółek krajowych.

OZE

Bezpośrednią konsekwencją agresji rosyjskiej na Ukrainę było też wprowadzenie bardziej ambitnych celów odnośnie wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych (OZE) i efektywności energetycznej – poza brakiem emisji CO2, produkcja zielonej energii na terenie UE pozwala na uniezależnienie się od zewnętrznych dostawców energii, w tym Rosji.

Faktem pozostaje jednak, że OZE nie zapewniają stabilnego poziomu produkcji energii, a technologia w obecnej chwili nie pozwala na efektywne magazynowanie wyprodukowanych nadwyżek energii elektrycznej. Problematyczne są więc nie tylko braki energii w złą pogodę, ale też gwałtowne nadwyżki – w bardzo wietrzne dni farmy wiatrowe produkują na tyle dużo energii, że konsumenci nie są w stanie jej zużyć. Nadwyżek energii nie da się też zatrzymać w sieci, bo byłoby to zbyt obciążające dla systemu energetycznego, również w sąsiadujących krajach. Państwa muszą więc pozbywać się energii, co nierzadko wiąże się z zapłaceniem konsumentom w kraju i regionie za przyjęcie przez nich nadwyżek. Z taką sytuacją borykają się chociażby Niemcy, które w 2023 r. wytworzyły ponad 50 proc. swojej energii elektrycznej z zielonych źródeł. Mimo swojej niestabilności, OZE pozostają jednak najtańszym źródłem energii i jedynym, które nie powoduje emisji dwutlenku węgla.

Atomowy renesans

Od czasu rosyjskiej agresji swój renesans przeżywa z kolei atom, który w 2022 r. odpowiadał za ponad 1/3 energii elektrycznej UE. Przez Unię Europejską jest on co prawda uważany za alternatywę dla produkcji z paliw kopalnych. Mimo to UE nie finansuje inwestycji w reaktory jądrowe, ograniczając się jedynie do przekazywania funduszy na badania i rozwój technologii. Wynika to w dużej mierze ze skrajnie różnego postrzegania atomu przez dwóch najważniejszych graczy w UE, czyli Francji i Niemiec.

Z perspektywy Francji, a także pozostałych zwolenników energii jądrowej zalet atomu jest wiele. Po pierwsze, jest stabilnym, niskoemisyjnym źródłem energii, które umożliwia wytworzenie jej po relatywnie niskim koszcie. Z kolei z poziomu strategicznego atom umożliwia większą niezależność, przyczyniając się do zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kontynentu. Faktycznie podatność energii atomowe na problemy związane z zewnętrznymi dostawcami jest mniejsza niż w przypadku gazu czy ropy. Nie można jednak wykluczyć problemów z pozyskaniem uranu, który jest niezbędny do pracy reaktorów – Unia praktycznie nie ma własnych zasobów tego pierwiastka, a w 2022 r. 91 proc. importowanego przez UE uranu pochodziło tylko z 4 państw, a drugim największym dostawcą była Rosja. Istotne jest też to, że energia jądrowa nie jest tak elastyczna jak np. gaz, który można wyłączyć i włączyć w ciągu godziny czy dwóch. Reaktor jądrowy potrzebuje znacznie więcej czasu, w związku z czym ciężko traktować go jako doraźne uzupełnienie braków energii wynikające z wahań w produkcji z OZE. 

Niemniej zwolennicy atomu uważają, że jako stabilne źródło jest niezbędny do przeprowadzenia transformacji energetycznej (w tym Międzynarodowa Agencja Energetyczna) i lobbują za przyznaniem mu tych samych możliwości finansowania, które posiada zielona energia. Szczególnie, że to brak środków, a nie chęci, jest często przyczyną niepowstawania nowych reaktorów.

Druga strona debaty nie zgadza się na takie rozwiązanie. Część kieruje się pryncypialnym argumentem, że wspólnota nie powinna ponosić kosztów rozwoju sektora energetycznego poszczególnych państw. Dlatego też budowa reaktorów powinna być co najwyżej finansowana samodzielnie przez państwa członkowskie. Inni, którym przewodzą Niemcy, są całkowitymi przeciwnikami energii jądrowej. Poza obawami o bezpieczeństwo i środowisko ich praktyczne argumenty odwołują się do bardzo wysokich kosztów realizacji inwestycji, a także długiego czasu potrzebnego na zbudowanie reaktora, który wynosi około dekadę. Jest to o tyle istotne, że w długoterminowej perspektywie Unia planuje osiągnąć neutralność klimatyczną, co oznacza pełne przejście na OZE. W takim wypadku przeznaczanie funduszy na atom jest topieniem pieniędzy w wieloletnich inwestycjach, których żywotność wg założeń Zielonego Ładu nie przekroczy 25 lat. Powstanie nowych reaktorów może tym samym zmniejszyć motywację państw członkowskich do przestawienia się na zieloną energię i spowolnić transformację. Osiągnięcie zeroemisyjności będzie jednak możliwe tylko przy rozwoju technologii magazynowania (lub wytwarzania) energii, która zapewni stabilność pozyskiwania jej z odnawialnych źródeł. Ponadto w ostatnim czasie wiarygodność Niemiec w tej debacie znacząco spadła, m.in. po tym, jak wyszło na jaw fałszowanie danych, na bazie których zapadła decyzja o wygaszeniu niemieckich reaktorów.

Finansowanie budowy elektrowni atomowych przez UE byłoby jasną zachętą dla państw członkowskich do tworzenia nowych inwestycji. W tej debacie Polska zadeklarowała się jako zwolennik atomu, planując budowę dwóch elektrowni jądrowych. Mogłaby tym samym skorzystać na unijnym wsparciu finansowym. Pytanie jednak, czy jest to odpowiedni środek do realizacji dwóch z unijnych priorytetów, czyli redukcji emisji CO2 przy jednoczesnym zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego regionu.