Gdy Polska była słaba, wydarzyły się wojny

Prezydent ma prawo rozwiązać Sejm i rozpędzić posłów. Musi tylko ustalić, dla kogo oni pracują, nazbierać haków – mówi kandydat na prezydenta Marian Kowalski w rozmowie z MamPrawoWiedziec.pl.

MamPrawoWiedziec.pl prowadzi wywiady ze wszystkimi, którzy ubiegają się o funkcję prezydenta. Tych, którzy zdecydują się na rozmowę, pytamy o poglądy i pomysły na prezydenturę, bazując na wspólnej dla wszystkich kandydatów grupie zagadnień. Autoryzowane wywiady publikujemy w indywidualnych profilach na MamPrawoWiedziec.pl.

Imiona i nazwisko: Marian Janusz Kowalski
Partia: nie należy do partii politycznej
Popierany przez: Ruch Narodowy
Wiek: 50 lat
Wykształcenie: podstawowe
Zawód: bezrobotny
Miejsce zamieszkania: Lublin
Pełne CV, obietnice wyborcze, opis kampanii

MamPrawoWiedziec.pl: Mówi pan, że czas skończyć z republiką Okrągłego Stołu i zrobić porządek. Jakie konkretnie zmiany należy pana zdaniem wprowadzić?

Marian Kowalski: Warto wprowadzić system prezydencki, bo obecnie Polska nie jest sprawnie rządzona. W sytuacji wojny w Europie nie możemy sobie pozwolić na taką słabość, zwłaszcza że po wyborach może się zdarzyć, że prezydent będzie z innej opcji politycznej niż premier.

Co to znaczy, że Polska nie jest sprawnie rządzona?

– Odpowiem pytaniem na pytanie. Proszę zgadnąć, kto decyduje w jakiej odległości od domu, w którym mieszka dziecko, zatrzymuje się autobus szkolny.

Rząd w rozporządzeniu?

– Naczelny Sąd Administracyjny. A przecież powinni decydować rodzice w porozumieniu z dyrektorem szkoły. Ten system wymyślili idioci.

Widocznie NSA wyrokował w tej sprawie, bo ktoś się do niego odwołał. Po to ten sąd istnieje.

– Czy każdy najdrobniejszy problem musi być w Polsce rozwiązywany przez władze centralne? Przecież państwo, w którym każda decyzja trafia na biurko naczelnych sądów albo ministra, nie może sprawnie działać.

Rozwiązaniem jest system prezydencki?

– Tak. W tym systemie prezydent zajmuje się tylko naprawdę ważnymi sprawami, a urzędnicy niższych szczebli są od tego, żeby myśleć i załatwić sprawy, z którymi przychodzą do nich ludzie, na przykład dowozu dzieci do szkoły. Kiedyś byłem ławnikiem w procesie człowieka, któremu groziło więzienie za jazdę rowerem po pijanemu. Miał przez to stracić wszystko: jego dzieci poszłyby do domu dziecka, gospodarstwo zajmował komornik, musiał zwrócić dopłatę unijną z karą oraz kredyt. Czy można pozwolić zniszczyć rodzinę za jazdę rowerem po pijanemu? Lepiej, że jechał rowerem niż samochodem. A skoro jechał rowerem, to nie mógł być taki pijany. Wszyscy w okolicy tak jeżdżą. Kiedy złapał go policjant, powinien był wykręcić mu wentyle albo zabrać rower i utopić w stawie, a nie zawracać głowę sądowi. Tylko prawo mu nie pozwala.

Czym pan się zajmie jako prezydent?

– Obroną Polski przed wojną. Jesteśmy już praktycznie zaatakowani przez Rosję, na razie embargiem na eksportowanie do niej żywności, ale w Królewcu już wysadzają desant. Prezydent powiedział, że Polska powinna dostarczyć broń Ukrainie, a Putin tylko czekał na taki pretekst. Potem Schetyna palnął, że to Ukraińcy wyzwalali Oświęcim, a z tego, co wiem, to Ukraińcy byli tam strażnikami. W odpowiedzi Putin przedłużył o trzy lata embargo na mięso. Polscy przywódcy są niebezpieczni, nieroztropni i wywołują konflikty.

Czy Polska nie powinna opowiedzieć się po którejś ze stron?

– Nie. I nie jestem żadnym pacyfistą. Nie mamy żadnych narzędzi do uprawiania polityki zagranicznej – armii, pieniędzy, rzetelnych sojuszników ani żadnego celu. Po co mielibyśmy brać udział w tym konflikcie – żeby zabrać Ukrainie Lwów? Przecież tego nie chcemy. Zabrać ruskim Królewiec? Tego też nie chcemy.

Czy naszym celem nie powinno być dbanie o pokojowy rozwój sąsiednich krajów?

– Dlaczego mamy dbać o rozwój Ukrainy? Chcę dbać o rozwój Polski. Gdy ma się żonę, to nie rozdaje się pieniędzy i prezentów innym kobietom.

Może nie rozdaje się prezentów, ale nie zaprzestaje się z nimi relacji. Tak samo w polityce nie zaprzestaje się relacji z innymi państwami.

– Nasza dotychczasowa polityka zagraniczna jest głupia. Po pierwsze, daliśmy pretekst Rosji, żeby nam wygrażała. Po drugie, Ukraina do tej pory nie zaproponowała żadnych warunków przyjaźni, nawet nie zaprosiła nas do Mińska jako adwokata swojej sprawy. Nie jestem za zamykaniem granic. Chciałbym handlować i utrzymywać dobre kontakty z każdym. Jednak dotychczasowa polityka poskutkowała embargiem – zamknęła przed nami granice. Dlatego uważam, że nie możemy opowiadać się po jednej stronie w sytuacji wojny.

 

 

Przedstawiamy kandydatów na prezydenta. Nr 6. na karcie: Marian Kowalski. Na MamPrawoWiedziec.pl znajdziecie: pełne CV...

Posted by MamPrawoWiedziec.pl on 14 kwietnia 2015

 

Jeśli nie opowiemy się po stronie Ukrainy, to będziemy bezpieczni? Wojska rosyjskie ominą nasze granice?

– Nie damy im pretekstu do ataku. Rosja zawsze miała jakiś pretekst do wojny: a to broniła prawosławnych, a to protestantów, w 1939 r. brała pod opiekę mniejszość rosyjskojęzyczną, w 1944 r. wyzwalała lud pracujący miast i wsi przed polskimi panami. Teraz Putin będzie bronił wyssanych z palca tradycyjnych wartości przed zgniłym Zachodem. Nie możemy mu dać powodu. I sami musimy się zbroić.

Jako prezydent przejmie pan strategię polityki bezpieczeństwa wypracowaną przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Zakłada ona wprowadzenie planu wzmocnienia wschodniej flanki NATO, ustalonego podczas szczytu w Newport, wzmacnianie Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony UE, współpracę ze Stanami Zjednoczonymi i wsparcie Ukrainy. Jak się pan do tego odniesie jako głowa państwa?

– Wszystko to jest idiotyzmem. Stany Zjednoczone nigdy nie staną w prawdziwej wojnie w obronie Polski.

Wzmacnianie wschodniej flanki NATO?

– NATO było skuteczne, gdy Stany były światowym hegemonem. Od śmierci Reagana to jest klub dyskusyjny. W sytuacji, w której USA nie mają w Europie atrakcyjnego rynku zbytu ani zaplecza surowcowego, nie staną po stronie Polski. Potrzebują prawdziwego sojusznika do szachowania Chin, a najlepsza w tej roli będzie Rosja.

A wspólna polityka obronna Unii?

– Nie wierzę, że dzielni żołnierze holenderscy nas obronią.

Co jeszcze zagraża bezpieczeństwu Polski?

– Największym zagrożeniem jest to, że Polacy stracili zaufanie do państwa.

Jak je odbudować?

– Bardzo prosto. Trzeba wyeliminować absurdy, jak to, że jadłodajnia dostaje mandat, bo kucharki soliły potrawy, albo to, że konduktor każe pokazywać legitymację niepełnosprawnego inwalidzie bez nogi. Takiego urzędnika trzeba wywalać z roboty. Można wprowadzić system wniosków racjonalizatorskich, które mogliby składać urzędnicy, gdy widzą jakieś uchybienia lub marnotrawstwo. I nie zatrudniajmy w administracji kretynów.

Wróćmy do kwestii ustrojowych. Jak zamierza pan wprowadzić system prezydencki, jeśli Ruch Narodowy nie zdobędzie większości w Sejmie?

– Jest jeszcze instytucja referendum. Jako prezydent zgłoszę projekt ustawy, który wprowadzi obowiązek przeprowadzania referendum na wniosek obywateli poparty 100 tys. podpisów. Posłowie, którzy nie chcieliby przeprowadzić referendum, poszliby do więzienia za łamanie praw obywatelskich. Jeżeli posłowie nie będą chcieli przyjąć takiego rozwiązania, to trzeba się będzie zainteresować, co nimi powoduje. Od tego mamy wywiad.

Chce pan inwigilować posłów z powodów politycznych?

– Nie z powodów politycznych, tylko z powodu zdrady. Jeżeli 100 tys. obywateli podpisuje się pod wnioskiem o referendum, bo chcą, żeby ich dzieci szły do szkoły wcześniej lub później, albo żeby w kraju panował system prezydencki, to jakim prawem grupa posłów mówi „nie”?

Przepisy pozwalają Sejmowi na odrzucenie wniosku obywateli o referendum.

– A prezydent ma prawo rozwiązać Sejm i rozpędzić posłów. Musi tylko ustalić, dla kogo oni pracują, nazbierać haków.

Prezydent nie może rozwiązać parlamentu według uznania, tylko w określonych sytuacjach, np. kiedy nie uchwali budżetu lub nie uda się powołać rządu.

– 231 osób dobranych z klucza partyjnego nie może gwałcić inicjatywy wolnych obywateli. Jeżeli oni tego chcą, referendum ma się odbyć, a jego wynik ma być wprowadzony w życie.

W obecnym systemie jako prezydent będzie pan mógł zwołać referendum za zgodą Senatu. Czy są jakieś kwestie, w których chciałby pan wykorzystać tę możliwość?

– Nie chcę narzucać tematów w sytuacji, gdy sami obywatele zgłaszają wiele inicjatyw referendalnych. Chciałbym tylko, żeby Sejm się nimi zajmował.

Jakie inne projekty zgłosi pan jako prezydent?

– Pierwsza rzecz to likwidacja ZUS-u i wprowadzenie emerytury obywatelskiej. Po drugie, ułatwienie wydawania pozwoleń na posiadanie broni osobom zdrowym psychicznie i niekaranym. Po trzecie, podatek obrotowy dla korporacji, zwłaszcza handlowych. Inne pomysły to układanie programów szkolnych przez rodziców i likwidacja NFZ-u.

Co zamiast NFZ-u?

– Nic. Ludzie powinni się ubezpieczać w komercyjnych firmach i chodzić do lekarza prywatnie. Obecny system doprowadził do tego, że lekarze się zaharowują, a pacjenci czekają na leczenie miesiącami. To lekarze powinni zabiegać o klientów, bo dają usługę. Mamy bardziej komunistyczną służbę zdrowia niż w Korei Północnej, bo u nas istnieje jeszcze centralne planowanie tego, ile osób rocznie ma prawo zachorować na raka.

A jeśli kogoś nie stać na leczenie?

Zobacz najnowsze

– Są instytucje charytatywne. Poza tym jedna sprawa to usługi pierwszej potrzeby, jak internista, dentysta, itp., gdzie powinno się pójść z ulicy, zapłacić i zostać przyjętym. Z drugiej strony są drogie, wyspecjalizowane usługi, jak szpitale onkologiczne, neurologiczne czy oparzeniówki, które powinny być utrzymywane przez państwo. Obecnie nie leczy się ludzi, tylko ustawia w kolejki i robi tydzień profilaktyki raka szyjki macicy. A reszta roku?

W takich akcjach chodzi o promocję tej profilaktyki, aby ludzie nie zapominali się badać.

– Każda kobieta musi chodzić do ginekologa i każdy musi chodzić na przeglądy do dentysty. Sam chodzę co pół roku, chociaż nic mi nie jest. Ludzie nie są głupi, każdy chodzi się przebadać, żeby nie było niespodzianki.

Wiemy już, jakie ustawy by pan zgłosił. A które ustawy obecnej kadencji Sejmu zawetowałby pan jako prezydent?

– Po pierwsze, kradzież pieniędzy z OFE. Po drugie, nie pozwoliłbym posłać sześciolatków do szkół wbrew woli rodziców. Po trzecie, nie pozwoliłbym, żeby tacy urzędnicy jak Sikorski czy Schetyna sprawowali funkcję ministra spraw zagranicznych, bo to jest groźna zabawa.

Ministra mógłby pan odwołać tylko na wniosek premiera lub jeśli Sejm wyrazi wobec niego wotum nieufności. Pozostaje więc konieczność jakiejś współpracy z rządem i Sejmem. Wracamy do pytania, jak pan wyobraża sobie taką współpracę w sytuacji, gdy większość w parlamencie zdobędzie inna opcja polityczna?

– Polska stoi w obliczu wojny. Jeśli okazałoby się, że parlament blokuje politykę zagraniczną i dozbrajanie armii, to wszyscy posłowie, którzy doprowadzają kraj do katastrofy, powinni pójść do więzienia.

Na jakiej podstawie? Nie ma takiego prawa.

– Najwyższym nakazem jest dobro narodu! Mam wrażenie, że jesteście państwo biurokratami, którzy wierzą tylko w to, co jest zapisane w prawie.

Przekona pan wojsko, żeby weszło do parlamentu?

– W historii było wiele sytuacji, gdy parlament buntował się przeciwko władzy. Dziś jesteśmy zachwyceni politykami, którzy, jak Jelcyn, umieli zrobić z parlamentem porządek.

Jak aresztuje pan posłów?

– W Polsce mamy z osiem służb mundurowych, które zajmują się takimi rzeczami. Są sądy i prokuratura wojskowa. Nikogo bym nie kazał wyprowadzić za Belweder, żeby palnąć w łeb. Ale nie ma żartów, trzeba zwrócić uwagę, że na naszych oczach są rewidowane granice w Europie. Na co jeszcze czekamy? Chcecie być gwałcone przez żołnierzy Putina? Jak nasze babki w Powstaniu Warszawskim? Nie czekajmy na katastrofę. Nie pozwolę ludziom zajmować się głupstwami, np. oglądać w telewizji idiotycznych seriali i meczów piłkarskich, gdy grozi nam prawdziwa wojna. Wojsko trzeba powiększyć i pchnąć pod Królewiec, a nie do Lublina, by bronić Kijowa.

Dlaczego wciąż używa pan nazwy Królewiec?

– A jakiej miałbym używać?

Obecnie nazwa miasta to Kaliningrad.

– W historii dłużej funkcjonował Królewiec, a ja nigdy nie przyjąłem do wiadomości, że to kiedykolwiek były ziemie rosyjskie. Były niemieckie.

A Pałac Prezydencki to Pałac Namiestnikowski?

– Wolę mieszkać w Belwederze – jest ładniejszy i bardziej kameralny.

Kogo widzi pan wśród swoich doradców w Kancelarii Prezydenta?

– W zarządzie lubelskiego Obozu Narodowo-Radykalnego tylko jedna osoba nie ma doktoratu, także nadzieja w młodych.

Prezydent nadaje ordery i odznaczenia. Czy są osoby lub grupy, które by pan uhonorował?

– Nie czuję się upoważniony by oceniać dorobek żyjących. Pośmiertnie odznaczyłbym Jelcyna za zdelegalizowanie partii komunistycznej w Rosji i wpuszczenie historyków do archiwów.

A jakimi kryteriami by się pan kierował, nadając polskie obywatelstwo? To także kompetencja prezydenta.

– Nadawałbym obywatelstwo osobom, które są nam potrzebne, np. wybitnym naukowcom, sportowcom, ludziom kultury i sztuki. Nigdy nie dawałbym obywatelstwa osobom, które chcą przyjechać do Polski, aby żyć na koszt podatnika. Nadanie obywatelstwa to powinien być zaszczyt.

Czym dla pana jest Europa? Czy są jakieś wartości europejskie?

– Gdy Europa kwitła, dzikie ludy mogły skorzystać z jej osiągnięć – prawa rzymskiego; prawdziwej religii w miejsce ludożerstwa; demokracji parlamentarnej. Europa to była nasza cywilizacja oparta na chrześcijaństwie. Jej mieszkańcy potrafili wykorzystać wynalazki do wyższych celów. Na przykład Chińczycy mieli proch dwa tysiące lat i robili fajerwerki. A Europejczycy zrobili samoloty odrzutowe. Na Europie spoczywała pewna odpowiedzialność za los innych, a kiedy wycofała się z krajów Afryki, zaczęły się tam rzezie, które trwają do dziś. Do tego w skutek wielu lat indoktrynacji komunistycznej Europejczycy wyrzekli się tradycyjnych wartości.

Czyli spoczywa na nas, Polakach i Europejczykach, odpowiedzialność nie tylko za Polskę?

– Polska jest najważniejszym elementem cywilizacji europejskiej, tworzyła ją w czasach Jagiellońskich. To właśnie wtedy, kiedy Polska była słaba, wydarzyły się dwie wojny światowe.

Czy spoczywa na nas obecnie odpowiedzialność polityczna, moralna lub finansowa wynikająca z faktu, że jesteśmy jednym z najbogatszych państw w skali świata?

– Nie. Zresztą, już i tak wielu Polaków zrobiło kariery za granicą, tworząc tam wielkie wynalazki z korzyścią dla ogółu.

Państwo powinno przekazywać środki na współpracę z krajami słabiej rozwiniętymi?

– Powinniśmy interesować się losem Polaków na Wschodzie, bo tam jest wojna i to jest podstawowa potrzeba.

Czym jest dla pana polskość?

– To stan ducha. Ktoś, kto jest dumny z bycia Polakiem, czuje więź z narodem, wzrusza się, oglądając filmy historyczne. Jesteśmy wszyscy we wspólnocie narodowej i mamy plany na przyszłość.

Pana hasło to „Polska także dla Polaków”. Teraz nasz kraj nie jest dla Polaków?

– Nie jest. Polski przedsiębiorca jest niszczony ZUS-em, kasą fiskalną, czynszem, opłatami. Natomiast korporacja zagraniczna może zatrudniać na umowy śmieciowe. Dotknęło to i mnie, bo wystąpiłem o dwumiesięczny bezpłatny urlop, a zostałem zwolniony.

Jak chciałby pan budować poczucie wspólnoty narodowej jako prezydent?

– Trzeba przedstawiać pozytywne wzorce, np. Żołnierzy Wyklętych czy Powstańców Warszawskich, ludzi spełniających najwyższe kryteria moralne.

Marsz Niepodległości byłby oficjalnymi obchodami państwowymi?

– Nie, ale brałbym w nim udział, bo to jest inicjatywa obywatelska, którą cały czas próbują rozbić różne służby przy pomocy agentury i prowokatorów.

Czy dla budowania wspólnoty odwoływałby się pan do jakichś wydarzeń z ostatnich 25 lat?

– Podkreślałbym znaczenie katastrofy smoleńskiej jako przejawu najbardziej jaskrawej słabości państwa. Do dziś nie zakończono śledztwa w tej sprawie, a wrak NATO-wskiego samolotu został zrabowany przez Rosjan. Obecne stosunki z Rosją są efektem tamtych wydarzeń.

Gdzie pojedzie pan w pierwszą podróż zagraniczną?

– Na Węgry, potem na Białoruś.

A poza Europę?

– Może do Chin. Warto też odwiedzać państwa dawno zapomniane, aby wznowić wymianę handlową. Np. Mongolię. Po odkryciu tam złoża węgla kamiennego, Polska uznała, że straciła interesy i zlikwidowała swoją ambasadę. Gdy przestaliśmy wysyłać węgiel, jedynym towarem eksportowym do Mongolii są korniszony.

Rozmawiali Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, Małgorzata Łubik, Anna Ścisłowska