Prawicowa wieś, centro-lewicowe miasto – ostatnie wybory potwierdziły historyczne sympatie wyborców. Czy kandydaci pogodzili się z tym podziałem, jeżdżąc w kampanii tylko do swoich? Czy próbowali wyjść poza utarty schemat i spotkać się z wyborcami niezależnie od tendencji z poprzednich elekcji?
W I turze mniejsze ośrodki zagłosowały za kandydatami prawicowymi (Karol Nawrocki, Sławomir Mentzen, Grzegorz Braun, Marek Jakubiak), którzy uzyskali 64 proc. głosów w komisjach wiejskich. Mniej niż połowę poparcia prawica uzyskała w gminach zamieszkałych przez więcej niż 20 tys. osób. W II turze podział był równie wyraźny. Rafał Trzaskowski wygrał wybory w gminach powyżej 20 tys. mieszkańców, w największych (miastach powyżej 200 tys.) uzyskując ok. 65 proc. głosów. Taki sam odsetek wyborców poparł Karola Nawrockiego we wsiach i najmniejszych gminach (do 10 tys. mieszkańców).
Przez całą kampanię śledziliśmy kandydatów w terenie. Opisywaliśmy strategie podróży dwóch faworytów zarówno przed 18 maja, jak i między I a II turą. W powyborczej analizie sprawdziliśmy, czy i jak podróże wszystkich kandydatów przełożyły się na zdobyte głosy. Teraz sprawdzamy, którzy kandydaci skupili się na najmniejszych miejscowościach, którzy na metropoliach. Z danych wyłączyliśmy Warszawę – odwiedzali ją wszyscy kandydaci, a liczba mieszkańców stolicy znacząco zawyżała średnie i mediany wielkości odwiedzanych miejscowości.
O najmniejsze miasta walczyła jedynie prawica.
Najczęściej do ich mieszkańców zwracał się Sławomir Mentzen – typowa odwiedzona przez niego miejscowość liczyła 22 tys. mieszkańców (mediana). Prawie połowa przystanków na trasie kampanii Mentzena to właśnie miasta do 20 tys. mieszkańców; kolejna ⅓ odwiedzonych miast to miejscowości z przedziału 20-50 tys. Mentzen objechał przy tym wszystkie największe polskie miasta, na wsi się nie pojawił. Rozkład u kandydata Konfederacji podyktowany był ambicją objechania wszystkich powiatów, co automatycznie przełożyło się na wiele wizyt w mniejszych miejscowościach.
Grzegorz Braun, który zorganizował więcej spotkań niż chociażby kandydat KO, skupił się na miastach liczących 20-50 tys. mieszkańców. Poza wiecowaniem często dopuszczał się skandalicznych czynów – palił flagi, niszczył wystawy. Zyskał tym sporą widoczność w mediach – usłyszała o nim m.in. zagranica, wśród której 18 maja zdobył 11 proc. poparcia.
Marek Jakubiak zorganizował skromne 11 spotkań, z czego prawie połowę w najmniejszych miejscowościach – mediana wielkości to 10 tys.
Do mieszkańców mniejszych miast, już bardziej celowo, zwracał się także prezydent elekt. Typowa miejscowość, w której Karol Nawrocki organizował otwarte spotkanie z wyborcami, liczyła 32 tys. mieszkańców. Najczęściej organizował je w miastach do 20 tys. mieszkańców (32 proc.), a także 20-50 tys. (29 proc.). Spośród wszystkich metropolii nie pojawił się tylko w bastionach PO: Wrocławiu, Poznaniu czy Szczecinie.
Rafał Trzaskowski najchętniej spotykał się z wyborcami w miejscowościach liczących od 20 do 50 tys. mieszkańców. W porównaniu z kandydatami prawicy częściej wybierał nieco większe ośrodki.
U Szymon Hołowni wielkość miast nie grała roli – 48 spotkań rozłożył równomiernie, rzadziej organizując spotkania jedynie w największych miastach.
Kandydaci lewicy najczęściej pojawiali się na ulicach największych miast, zamieszkałych przez średnio 200 tys. osób. ⅔ wszystkich spotkań otwartych Adrian Zandberg odbył w miastach liczących ponad 100 tys. mieszkańców, z czego połowę w tych powyżej 250 tys. Jedynie 2 razy można było go spotkać w najmniejszych miastach (do 20 tys.). Również ⅔ spotkań Magdaleny Biejat odbyło się w większych miastach, przy czym 40 proc. w liczących 100-250 tys., a 24 proc. w największych metropoliach (powyżej 250 tys.) W kampanii Biejat nie spotkała się z mieszkańcami Polski powiatowej. Na początku roku kilkukrotnie pojawiła się jednak na wsi.
Jak ma się to do wyników? W przypadku lewicy im większe miasto, tym wyższe poparcie – od niecałych 3 procent w gminach do 5 tys. osób, wynik sukcesywnie rósł aż do 7 proc. dla Biejat i 9 Zandberga w miastach powyżej 0.5 mln mieszkańców. Pytanie, czy inna strategia podróży mogłaby poprawić ich rezultat w mniejszych ośrodkach.
W skali konkretnych miejscowości okazuje się, że Biejat i Zandberg, ale także Hołownia uzyskali lepsze wyniki w powiatach, które odwiedzili. U pozostałych kandydatów nie ma tak silnej zależności.
W kampanii coraz większą rolę odgrywa internet, w którym łatwiej przygotować bardziej sprofilowany, a jednocześnie tańszy w przygotowaniu przekaz. Przy zasięgach platform społecznościowych mogłoby się wydawać, że kampania w terenie staje się drugorzędna. Na taką logikę pozwolili sobie prawdopodobnie kandydaci centro-lewicy, którzy w sumie zorganizowali o połowę mniej spotkań otwartych niż prawica. Jaki przyniosło to efekt, przekonaliśmy się w dwie majowo-czerwcowo niedziele.