W minioną niedzielę w Niemczech odbyły się przyspieszone wybory parlamentarne. Do skrócenia kadencji Bundestagu doszło w grudniu zeszłego roku po upadku rządu Olafa Scholza. Jakie zmiany zajdą na niemieckiej scenie politycznej? O czym mówili niemieccy politycy? I wreszcie: w którą stronę zmierzają nasi zachodni sąsiedzi?
23 lutego Niemcy wybrali nowy skład Bundestagu. Głosowali tłumnie jak nigdy dotąd – frekwencja sięgnęła 82,5 proc.. Trudno się dziwić, bowiem w wyniku wewnętrznych i zewnętrznych zawirowań temperatura sporu politycznego jest w Niemczech wyższa niż w ostatnich dekadach.
W wyborach zwyciężyła centroprawicowa koalicja chadeków (CDU/CSU), na czele której stoi Friedrich Merz – niemal pewny następca Olafa Scholza na stanowisku kanclerza. Chadecy uzyskali 28,5 proc. głosów. Za ich plecami uplasowała się skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) pod przywództwem Alice Weidel z poparciem 20,8 proc. Mniej głosów otrzymali dotychczas rządzący socjaldemokraci (SPD) pod wodzą obecnego kanclerza Olafa Scholza (16,4 proc.) oraz Zieloni (11,6 proc.). Niespodziewanie wysoki wynik osiągnęła lewicowa Die Linke (8,8 proc.), która jeszcze kilka tygodni przed wyborami w sondażach balansowała na granicy progu wyborczego.
Do Bundestagu przedstawicieli nie wprowadzi lewicowo-populistyczny Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW), który otarł się o próg wyborczy, uzyskując 4,97 proc. głosów. Poza Bundestagiem znajdzie się także liberalne FDP, które w listopadzie opuściło koalicję rządową. Dotychczasowy lider liberałów Christian Lindner już zapowiedział wycofanie się z krajowej polityki.
W związku z nieprzekroczeniem progu przez BSW i FDP w Bundestagu zasiądzie tylko pięć partii. Parlament nie będzie więc rozdrobniony, a najbardziej prawdopodobnym powyborczym scenariuszem dla Niemiec jest tzw. GroKo (Große Koalition), czyli Wielka Koalicja dwóch tradycyjnie największych obozów politycznych – chadeków (CDU/CSU) i socjaldemokratów (SPD). Taką rządową konfigurację pamiętamy choćby z okresu rządów Angeli Merkel, która w latach 2005-2009 oraz 2013-2021 kierowała koalicją CDU/CSU z SPD jako mniejszym partnerem.
Tym razem będzie to najsłabsza GroKo w historii – CDU/CSU oraz SPD zdobyły razem tylko nieco ponad połowę miejsc w Bundestagu (328 na 630 miejsc, czyli 52 proc.). Dla porównania w 2013 roku obie formacje dysponowały łącznie 80 proc. mandatów w niemieckim parlamencie.
CDU po raz pierwszy obejmie władzę bez udziału Angeli Merkel, która wycofała się z polityki w 2021 roku. Aby lepiej zrozumieć zmiany, które zaszły na niemieckiej scenie politycznej, cofnijmy się do momentu, w którym upadł dotychczasowy rząd Olafa Scholza.
Niemieckie wybory miały planowo odbyć się jesienią, jednak z powodu wydarzeń z listopada 2024 r. zostały rozpisane już na luty 2025 r. Tego samego dnia, gdy ogłoszono zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich, kanclerz Niemiec Olaf Scholz (SPD) zdymisjonował ze stanowiska ministra finansów Christiana Lindnera z liberalnej partii FDP, powodując w ten sposób wyjście FDP z tzw. Ampelkoalition (koalicja sygnalizacji świetlnej) składającej się z SPD (kolor czerwony), FDP (kolor żółty) i Zielonych (kolor zielony). W wyniku dymisji Lindera rząd stracił poparcie FDP i w grudniowym głosowaniu nie uzyskał wotum zaufania, co doprowadziło do rozwiązania parlamentu i przyspieszonych wyborów.
Scholz argumentował wniosek o dymisję Lindnera niemożliwością porozumienia się w kluczowych sprawach dotyczących m.in. zwiększenia nakładów na inwestycje w spowalniającą niemiecką gospodarkę, a także w sprawie zagwarantowania dalszych środków finansowych dla Ukrainy. Lindner z kolei zarzucał kanclerzowi, że ten nie szukał porozumienia i z wyrachowaniem dążył do rozpadu koalicji rządzącej.
Osią kampanii były kryzysy, które w ostatnim czasie trawią Republikę Federalną. Politycy dyskutowali o problemach gospodarczych (recesja), migracyjnych (zamachy z udziałem migrantów), energetycznych (zamykanie elektrowni atomowych) czy technologicznych (powolna cyfryzacja administracji publicznej). Ważnym wątkiem kampanii był też stosunek partii do walczącej Ukrainy i dalszych relacji z Rosją.
Chadecy ustami Merza postulowali ograniczenie migracji poprzez zaostrzenie prawa azylowego i kontroli granic. Są także zwolennikami obniżek podatków dla przedsiębiorców i gospodarstw domowych, deregulacji i ograniczenia biurokracji oraz polepszenia relacji z Francją i Polską. Dodatkowo Merz krytykował Scholza za zamknięcie ostatnich elektrowni jądrowych.
Scholz odrzuca pomysły CDU dotyczące obniżenia podatków, twierdząc, że może to jedynie zwiększyć nierówności między najbogatszymi a pozostałą częścią społeczeństwa. Były kanclerz odpierał zarzuty Merza dotyczące zapaści niemieckiej gospodarki. Nie uznaje ich za wynik złej polityki rządu, ale czynników zewnętrznych – kryzysu na rynku energii wywołanego m.in. wojną w Ukrainie. W sprawach zagranicznych SPD deklaruje, że dalej chce wspierać Ukrainę, nie odrzuca jednocześnie idei prowadzenia dialogu z Rosją w celach pokojowych. SPD oskarża CDU o normalizację współpracy z AfD.
Dla Zielonych najważniejszym postulatem jest przyspieszenie transformacji energetycznej. Die Grünen jednoznacznie stają po stronie dalszego wspierania Ukrainy. „Jeśli 23 lutego Niemcy wybiorą rząd, który ogłosi, że nie osiągnie swoich celów w zakresie ochrony klimatu, to Europa nie będzie chciała osiągnąć swoich celów w tym zakresie” – ostrzegał ich kandydat na kanclerza Robert Habeck.
AfD ubiegała się o głosy wyborców postulatami skrajnego zaostrzenia polityki migracyjnej (wyłączenie prawa do azylu, stałe kontrole na granicach, deportowanie imigrantów dotychczas zamieszkujących Niemcy). Jej przewodnicząca Alice Weidel wzywa do zniesienia sankcji nałożonych na Rosję, odbudowy relacji z reżimem Władimira Putina, a także zajęcia neutralnego stanowiska w wojnie ukraińsko-rosyjskiej. AfD postuluje powrót do importu rosyjskiego gazu w celu przywrócenia konkurencyjności niemieckiego przemysłu.
Propozycje AfD spotkały się z krytyką zarówno ze strony rządzących, jak dotychczas opozycyjnej CDU. Merz w trakcie przedwyborczej telewizyjnej debaty liderów zwrócił się do Weidel słowami: „Nie, pani Weidel, nie jesteśmy neutralni. Nie jesteśmy pomiędzy. Jesteśmy po stronie Ukrainy i wspólnie z nią bronimy porządku politycznego, jaki tu panuje. A słowa, które przed chwilą Pani wypowiedziała, są dla mnie potwierdzeniem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby uniemożliwić Pani objęcie kiedykolwiek funkcji politycznej w tym kraju”. Od współpracy z AfD odżegnują się także socjaldemokraci i Zieloni.
Na kilka tygodni przed wyborami wielkie emocje oraz wielotysięczne protesty wzbudziło głosowanie w Bundestagu nad projektem rezolucji zakładającej wprowadzenie stałych kontroli granicznych oraz odesłanie poza Niemcy osób ubiegających się o azyl. Projekt wniesiony przez Merza został poparty przez CDU oraz AfD, co naruszyło nieformalny wieloletni „kordon sanitarny” wokół skrajnych formacji, w tym AfD. Ostatecznie, gdy przyszło do głosowania nad ustawą, została ona odrzucona. Przeciwko głosowali posłowie SPD i Zielonych, jednak kluczowa dla wyniku była postawa części deputowanych CDU, którzy wstrzymali się od głosu. Choć z początku wydawało się, że polityczny gambit Merza się nie powiódł i przywrócił tlen do kampanii słabnącym wcześniej socjaldemokratom i Zielonym, to ostateczny rezultat wyborów broni strategii Merza.
W którą stronę skręcą Niemcy pod przywództwem Friedricha Merza? Nowy kanclerz-elekt w wieczór wyborczy zapowiedział jednoznaczne wsparcie Ukrainy przeciwko Rosji. W związku z działaniami Donalda Trumpa wyraźnie podkreślił, że miejsce Ukrainy oraz Europy jest przy stole negocjacyjnym. Jednocześnie przewodniczący CDU stwierdził, że Europa krok po kroku będzie musiała uzyskać prawdziwą niezależność od Stanów Zjednoczonych. Zapowiedział także, że pierwsze powyborcze podróże odbędzie do Paryża i Warszawy.
– „Nigdy nie sądziłem, że będę musiał powiedzieć coś takiego w programie telewizyjnym, ale po ostatnich komentarzach Donalda Trumpa w zeszłym tygodniu, jasne jest, że Amerykanie, a przynajmniej ta część Amerykanów, ten rząd, bardzo mało przejmują się losem Europy” – konkludował Merz. Te słowa wskazują na przełom, tym bardziej, że dotychczasowe poglądy Merza były kojarzone jako proatlantyckie i proamerykańskie, szczególnie jak na standardy niemieckiej sceny politycznej.