– Po raz pierwszy, od kiedy Parlament Europejski zaczął być wybierany w wyborach powszechnych, nie wiemy, kto zostanie przewodniczącym – mówi wiceprzewodniczący PE Ryszard Czarnecki.
Procedura wyboru przewodniczącego europarlamentu przewiduje maksymalnie cztery rundy anonimowych głosowań – są zaplanowane na worek. Posłowie głosują, aż któryś z kandydatów uzyska bezwzględną większość ważnych głosów. Jeśli w pierwszych trzech rundach nie dojdzie do rozstrzygnięcia, do ostatniej przechodzą wyłącznie dwaj kandydaci z najlepszymi wynikami z trzeciej rundy. W przypadku remisu stanowisko przypada starszemu. Przed każdą turą oprócz ostatniej grupa co najmniej 40 posłów może zgłosić nowego kandydata.
W praktyce wybór przewodniczącego PE uzgadniały dotychczas w negocjacjach najważniejsze frakcje: Europejska Partia Ludowa (EPP, obecnie 217 posłów na 751) i Partia Europejskich Socjalistów (S&D, 189 posłów). Zgodnie z zawartym przez nie paktem z lipca 2014 r. fotel szefa izby po socjaliście Martinie Schulzu miał zająć przedstawiciel EPP. Jednak od września ubiegłego roku prasa donosiła o tarciach między partiami. W grudniu na konferencji prasowej w Strasburgu przewodniczący socjalistów Gianni Pittella oznajmił, że koalicja się skończyła i nie widać szans na jej przywrócenie. Obecnie kandyduje na przewodniczącego.
Gdy podobną umowę socjaliści zerwali w 1999 r. i ogłosili, że wystawią własnego kandydata na szefa europarlamentu (bo uznali, że chadecy z EPP skręcili za bardzo w prawo i są niestabilni wewnętrznie), wtedy EPP po prostu znalazło sobie nowego sojusznika w postaci frakcji liberałów (wówczas ELDR, dziś ALDE) i w pierwszej połowie kadencji funkcję przewodniczącego pełniła przedstawicielka chadecji, a w drugiej lider ELDR.
– To są wybory absolutnie wyjątkowe. Po raz pierwszy od 38 lat, czyli od momentu, kiedy Parlament w 1979 r. zaczął być wybierany w wyborach powszechnych, nie wiemy, kto zostanie przewodniczącym i nie będziemy tego wiedzieli do ostatniej minuty. Wybory szefa PE nigdy nie były tak demokratyczne i tak nieprzewidywalne jak teraz – mówi wiceprzewodniczący PE Ryszard Czarnecki (ECR, PiS). Jego zdaniem dotychczas wybór przewodniczącego był tylko formalnością i z góry było wiadomo, kto nim zostanie. Tym razem jest inaczej – wszystkie frakcje poza eurosceptyczną Europą Wolności i Narodów Nigela Farage’a wystawiły swoich kandydatów.
– Najwyższa pora. To jest jeden z elementów budowania pozycji parlamentu w Europie. Pamiętajmy, że PE jest jedyną instytucją unijną pochodzącą z wyboru powszechnego, a nie uzgodnień międzyrządowych – komentuje Janusz Zemke (S&D, SLD). Według europosła Parlament musi walczyć o swoje miejsce obok Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej, które nie są wybierane w wyborach powszechnych.
Kandydatów jest siedmioro, z czego troje to Włosi: Antonio Tajani (EPP), Gianni Pittella (S&D) i Eleonora Forenza, kandydatka Zjednoczonej Lewicy Europejskiej (GUE/NGL), wywodząca się z włoskiego Odrodzenia Komunistycznego. Oprócz nich o stanowisko ubiega się dwoje Belgów: lider frakcji liberalnej Guy Verhofstadt (ALDE) i konserwatystka Helga Stevens (ECR). Zieloni zdecydowali się wystawić Brytyjkę – Jean Lambert, a eurosceptyczna Europa Wolności i Narodów (ENF) – Laurenţiu Rebegę z Rumunii.
Największe szanse na zwycięstwo mają Tajani i Pittella – kandydaci dwóch najliczniejszych frakcji. – Tajani dużo mówi o miejscach pracy dla młodych, o potrzebie silniejszej, lepiej zorganizowanej Unii. Główna linia chadeków to odciążenie małych i średnich przedsiębiorstw, otwarcie rynku, nacisk na jednolity rynek europejski, tworzenie miejsc pracy i innowacyjność, aby odgrywać ważną rolę w zglobalizowanym świecie – mówi Róża Thun (EPP, PO).
Aby móc kandydować, Tajani musiał pokonać trzech konkurentów w prawyborach we własnej frakcji. Pittella wśród socjalistów był jedynym chętnym na stanowisko. – Już od września wiedzieliśmy, że Martin Schulz wraca do niemieckiej polityki. Pittella został wyłoniony przez aklamację – tłumaczy Zemke. Włoski socjalista uważa, że Unia powinna więcej uwagi poświęcać ludziom skrzywdzonym przez globalizację i „powrócić do idei równości”.
Verhofstadt to z kolei zwolennik zintegrowanej Europy i silnych instytucji unijnych. Belgijski europoseł postuluje m.in. zniesienie możliwości weta pojedynczego państwa przy podejmowaniu kluczowych decyzji. – Mieliśmy tego przykład przy próbach ustalenia ostatniego budżetu, które ciągle blokował David Cameron. Nie słyszałam podobnych deklaracji u Tajaniego. To zasadnicza różnica między nim a Verhofstadtem – komentuje Thun.
Pozycja Belga osłabła po fiasku negocjacji z populistycznym i eurosceptycznym włoskim Ruchem Pięciu Gwiazd (ma 15 europosłów). Verhofstadt tłumaczył, że przez wyciągnięcie ręki do Ruchu, próbował osłabić środowiska niechętne zacieśnianiu integracji. Przekonał do siebie Włochów, ale „nie” dla koalicji z eurosceptykami powiedziało jego własne środowisko polityczne.
Pod względem liczby posłów trzecią siłą w PE za chadekami i socjalistami są konserwatyści (ECR, 74 posłów) – frakcja, do której należą polscy europosłowie wybrani z list PiS. – Nasza kandydatka Helga Stevens może uzyskać dobry wynik, ale nie ma szans na zwycięstwo. Wybory rozstrzygną się między dwoma Włochami: Tajanim i Pittellą – przewiduje Czarnecki. – Przez ostatnie lata Unią kierowało pięciu mężczyzn z kilku krajów. Czas od tego odejść. Potrzebujemy nowego planu i dlatego kandyduję – przekonywała Stevens na styczniowej debacie organizowanej przez „Politico” w Brukseli. Belgijska europosłanka uważa, że skład PE powinien lepiej odzwierciedlać obywateli, którzy go wybrali i widzi w nim miejsce dla przedstawicieli mniejszości seksualnych, niepełnosprawnych (sama jest głucha) i ludzi o różnym kolorze skóry.
Kadencja PE trwa pięć lat, a kadencja przewodniczącego – dwa i pół roku. W styczniu przypada półmetek obecnej, ósmej kadencji PE.
Przewodniczący kieruje pracami parlamentu, jest odpowiedzialny za przestrzeganie zasad i procedur oraz podpisuje akty prawne wydawane przez PE, w tym budżet. Oprócz tego reprezentuje Parlament wewnątrz i na zewnątrz Wspólnoty i uczestniczy w spotkaniach na forum Rady Europejskiej. – Jest twarzą parlamentu i nadaje ton debacie – wyjaśnia Róża Thun. Zgadza się z nią Zemke: – Ważne, aby przewodniczący był osobą aktywną, a nie tylko celebrantem. To powinna być wyraźna osobowość, bo wtedy nadaje rangę Parlamentowi.
Co to może oznaczać w praktyce? – Teraz w Polsce dużo mówi się o smogu. Wybór przewodniczącego nie wpłynie z dnia na dzień na zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Nie oczyści lub nie zatruje nam powietrza. Ale wpływa na to, w jakim kierunku będzie szła europejska debata, czy będziemy wzmacniać wspólną politykę energetyczną, czy będziemy inwestować w energię odnawialną i w nowoczesne technologie, czy zgodzimy się, by każde państwo robiło, co chce i zatruwało powietrze. Szef Parlamentu Europejskiego aktywnie bierze udział w takiej debacie – wyjaśnia Thun.
Na zorganizowanej przez „Politico” debacie kandydaci próbowali pokazać, że nie mają na względzie wyłącznie interesu własnych ugrupowań. Zdaniem niektórych przewodniczący powinien być jak sędzia w polityce europejskiej, a nie gracz – mówił Rebega. Julia Pitera (EPP, PO) dodaje: – Przewodniczący rzeczywiście nie realizuje programu frakcji, ale dla frakcji ważne jest, aby miała własnego przewodniczącego, bo to świadczy o jej pozycji w PE.
Wtorkowe wybory są wyjątkowe z jeszcze jednego powodu. – Po raz pierwszy w historii wynik wyborów na szefa europarlamentu może skutkować zmianami na szczytach władzy Unii Europejskiej. Jeżeli zostanie wybrany Tajani, będzie to oznaczało, że trzy główne stanowiska unijne będą sprawowali przedstawiciele chadecji, na co, jak sądzę, nie będzie zgody innych grup politycznych – komentuje Czarnecki.
Szefem Komisji Europejskiej jest Jean-Claude Juncker, a Rady Europejskiej – Donald Tusk, którego kadencja upływa z końcem maja. – Kadencja Tuska jest dwuipółletnia, a Junckera pięcioletnia, więc jeśli chadecja będzie musiała coś oddać, będzie to raczej stanowisko Tuska niż Junckera – kalkuluje Czarnecki, choć zaznacza, że taka decyzja nie jest automatyczna.
Z Czarneckim nie zgadza się Pitera: – Rozmawialiśmy o tym na posiedzeniu frakcji. Szef EPP Joseph Daul i szef frakcji parlamentarnej Manfred Weber mówili, że porozumienia w obrębie PE nigdy nie obejmowały Komisji i Rady.
Ostatnim razem wszystkie trzy najważniejsze stanowiska w Unii Europejskiej chadecy zajmowali w 2014 r., gdy przewodniczącym PE był Jerzy Buzek, Rady – Herman Van Rompuy, a komisji Manuel Barroso.
Oprócz przewodniczącego zostanie wybranych 14 wiceprzewodniczących. Z Polski o reelekcję będzie ubiegał się Czarnecki. Jeśli zostanie wybrany, będzie pierwszym Polakiem pełniącym dwukrotnie tę funkcję. Zapadną też decyzje o obsadzie komisji parlamentarnych.