Wejdzie w życie dyrektywa o pracownikach delegowanych. W poniedziałek, 28 maja o 17.00 rusza sesja Parlamentu Europejskiego.
We wtorek Parlament Europejski zatwierdzi dyrektywę o pracownikach delegowanych. Nowe prawo gwarantuje obywatelom UE zatrudnionym w innym państwie członkowskim takie samo wynagrodzenie jak to przysługujące miejscowym. Przepisy obejmą zarówno pracowników zatrudnionych na długi okres, jak i na krótkoterminowych umowach. Oprócz równego wynagrodzenia, obcokrajowcy będą mieli prawo do takich samych warunków pracy (np. zakwaterowania), standardów bezpieczeństwa i higieny, płacy za nadgodziny, czy dodatków na przejazdy.
W 2016 r. zastrzeżenia do dyrektywy zgłosiło czternaście izb krajowych parlamentów (w tym Senat), co poskutkowało uruchomieniem tzw. procedury żółtej kartki. Zmusza ona Komisję Europejską do ponownego rozpatrzenia propozycji, ale oprócz tego nie nakłada na nią żadnych obowiązków. W czerwcu 2016 r. KE ponownie rozważyła projekt, uznała, że nie narusza on unijnego prawa i nie wprowadziła do niego żadnych zmian.
Dyrektywie sprzeciwia się też polski rząd, ale popierają ją krajowe organizacje związkowe włącznie z NSZZ „Solidarność”. W październiku 2017 r. Związkowa Grupa Wyszehradzka podpisała wspólne oświadczenie, w którym stwierdziła, że: – Sprawianie, aby pracownicy z różnych krajów konkurowali ze sobą niskimi płacami, zamiast zwiększania wydajności (…) uważamy za niedopuszczalne, niemoralne i prowokujące wzrost nacjonalizmu.
Więcej o stosunku Polski i Grupy Wyszehradzkiej do praw pracowniczych w UE pisaliśmy tutaj.
We wtorek posłowie zagłosują nad reformą unijnych środków antydumpingowych. Wśród przepisów, które mają skuteczniej chronić wspólnotę przed produktami importowanymi po zaniżonych cenach, najwięcej kontrowersji wzbudza zniesienie tzw. zasady mniejszego cła, która pozwala ustalać wysokość ceł poniżej marginesu dumpingu.
Na czym polegają mechanizmy obrony handlowej? W kraju X tenisówki kosztują równowartość 40 euro, ale do UE eksportuje je po 20 euro za parę. Jeśli Komisja Europejska wykaże, że ta praktyka szkodzi europejskim producentom, zasady Światowej Organizacji Handlu pozwalają jej na samoobronę. Komisja może nałożyć na towar cło, które wyrówna różnicę między ceną w kraju eksportu i w UE. To znaczy, że margines dumpingu wynosi w tym przypadku 20 euro (bo 40 - 20 = 20), a cło 100 proc.
Jednak Unia Europejska stosuje zasadę mniejszego cła, która mówi, że cło antydumpingowe powinno być niższe od marginesu dumpingu, pod warunkiem że „mniejsze cło spowoduje usunięcie szkody dla przemysłu wspólnotowego”. Jeśli w powyższym przykładzie Komisja oceni, że sprzedaż tenisówek za 30 euro nie stanowi szkody dla europejskiego przemysłu, może wprowadzić cło w wysokości 10 euro (50 proc.). To szczególne dla UE rozwiązanie ma chronić nie tylko interesy producentów, ale również konsumentów i importerów i zapobiegać negatywnym konsekwencjom wysokich ceł takim jak np. niska podaż.
Zasada mniejszego cła nie będzie obowiązywała, gdy kraj eksportu nie przestrzega standardów socjalnych określonych przez Międzynarodową Organizację Pracy, środowiskowych, lub dotyczy sektora, w którym duży udział mają małe i średnie przedsiębiorstwa.
Reforma ma również zwiększyć transparentność postępowań (importerzy wcześniej dowiedzą się o potencjalnych cłach na sprowadzane przez nich towary) i zabezpieczyć europejskich eksporterów przed odwetem ze strony państw objętych wysokimi cłami. Do tej pory musieli zwracać się do Komisji Europejskiej z wnioskiem o wszczęcie dochodzenia w sprawie nieuczciwych praktyk handlowych, teraz do wszczęcia procedury z urzędu wystarczy podejrzenie naruszenia zasad.
Posłowie po raz kolejny będą debatowali o budżecie UE na lata 2021-27. Jak podało wczoraj Deutsche Welle, Komisja rozważa cięcia w polityce spójności i wspólnej polityce rolnej. Unijni urzędnicy rozważają w tej chwili trzy scenariusze. Pierwszy, najbardziej korzystny, oznaczałby dla Polski redukcję funduszy na spójność o ok. 10 proc., dwa pozostałe – nawet o 23 proc., czyli 19,5 mld euro (z 83,9 mld euro do 64,4 mld euro).
Źródło: Flickr/Parlament Europejski
Oprócz wspomnianych cięć zaprezentowany przez KE 2 maja wstępny projekt budżetu zakładał m.in. zwiększenie nakładów na badania naukowe, innowacje i mobilność (np. program Erasmus+) oraz wprowadzenie nowego rodzaju warunkowości – państwa, które łamią podstawowe zasady i wartości UE, ryzykowały by utratę części środków. Miał wynieść 1279 miliardów euro (uwzględniając inflację) – o 192 miliardy euro więcej niż poprzedni.
Więcej o debatach nad unijnym budżetem po 2020 r. pisaliśmy tutaj i tutaj.
Parlament Europejski rozpatrzy wniosek KE o przeznaczenie 345 tys. euro na promocję i monitoring Europejskiego Funduszu Dostosowania do Globalizacji. Fundusz powstał w 2007 r. i ma wspierać społeczności dotknięte gwałtownymi zaburzeniami rynku pracy – np. masowymi zwolnieniami w wyniku przeniesienia produkcji z lokalnej fabryki do regionu, gdzie koszty pracy są niższe. Z wnioskiem o wsparcie do Brukseli musi wystąpić państwo członkowskie, a decyzję, czy przyznać środki, podejmuje Komisja Europejska za zgodą Parlamentu i Rady.
Polska dostała z Funduszu 2,5 mln euro. Blisko połowę tej kwoty stanowi wsparcie dla pracowników zwolnionych w 2013 r. z fabryki samochodów w Tychach, resztę pomoc dla zwolnionych z zakładów chemicznych Zachem w Bydgoszczy (zatwierdzona, ale jeszcze niewypłacona) i H. Cegielskiego w Poznaniu oraz województw Podkarpackiego (zwolnienia w fabrykach maszyn) i Wielkopolskiego (kurczący się przemysł samochodowy).
Najwięcej pieniędzy z Funduszu popłynęło do Francji (ponad 100 mln euro) i Irlandii (68 mln euro).
Antonio Tajani i Mark Zuckerberg. Źródło: Flickr/Parlament Europejski
We wtorek, 22 maja, Mark Zuckerberg, prezes Facebook’a, wziął udział w posiedzeniu Konferencji Przewodniczących Parlamentu Europejskiego. Szefowie grup politycznych PE i Antonio Tajani, przewodniczący izby, pytali Zuckerberga m.in. o skandal Cambridge Analytica. Firma mogła nielegalnie zebrać dane 2,7 mln europejskich użytkowników Facebook’a, w tym ok. 57 tys. Polaków. Spotkanie miało być początkowo tajne, ale po protestach opinii publicznej i europosłów, Tajani i Zuckerberg zgodzili się, transmitować je na żywo przez internet na stronie PE.
Posiedzenie Konferencji Przewodniczących nigdy wcześniej nie było transmitowane w mediach.