Unia szykuje zieloną rewolucję na rynku energetycznym. Obrona interesów przemysłu węglowego staje się coraz trudniejsza nie tylko dla polskiego rządu, ale też dla polskich europosłów. Przekonał się o tym Adam Gierek, którego sprawozdanie o efektywności energetycznej pogrzebała jego własna frakcja.
Do 2030 r. 35 proc. konsumowanej w państwach członkowskich energii ma pochodzić z zielonych źródeł. Oprócz tego, Komisja Europejska chce otwierać krajowe rynki energii, znosić bariery prawne i wzmocnić pozycję konsumentów wobec dostawców.
– To co proponujemy, to prawdziwie historyczna transformacja systemu energetycznego w Europie – mówił Maroš Šefčovič, komisarz ds. energii, w listopadzie 2016 r., gdy Komisja przedstawiła pakiet reform europejskiego rynku energii. Podstawowe założenia pakietu to: mniej energii z węgla, więcej z odnawialnych źródeł i bardziej efektywne jej wykorzystanie przez końcowych użytkowników.
Parlament Europejski przyjął trzy kluczowe części pakietu na początku stycznia: o efektywności energetycznej, promowaniu OZE i ogólne przepisy, które mają zapewnić skuteczniejsze realizowanie unijnych celów klimatycznych. Teraz czekają na zatwierdzenie przez Radę Unii Europejskiej.
– Te zmiany to katastrofa dla polskiego przemysłu energetycznego – mówi MamPrawoWiedziec.pl wysoki rangą menedżer z jednej z firm węglowych. Słowo „katastrofa” powtarza też Adam Gierek, europoseł S&D specjalizujący się w energetyce. Przedstawiciele rządu są ostrożniejsi w ocenach, ale na posiedzeniach Rady Unii Europejskiej próbowali z głównymi założeniami pakietu walczyć – do tej pory bez większych sukcesów.
Polska dalej będzie próbowała zablokować te zapisy w Radzie, ale w Europie nie ma naturalnych sojuszników. Z węgla produkujemy ok. 80 proc. energii pierwotnej. W Grupie Wyszehradzkiej na węglu polegają również Czechy (43 proc. produkcji), ale w Słowacji i Węgrzech udział energii z węgla w krajowych koszykach wynosi jedynie ok. 10 proc. Udział energii z paliw stałych w krajowej produkcji jest zbliżony do polskiego wyłącznie w Estonii i Grecji.
Polska miała szansę na to, żeby wpłynąć na kształt jednej z części pakietu zimowego. W Parlamencie Europejskim sprawozdawcą dyrektywy o efektywności energetycznej został Adam Gierek z Unii Pracy, która w PE wchodzi w skład frakcji socjalistów (S&D).
Źródło : Parlament Europejski/Geert Vanden Wijgaert
Gierek już wcześniej zajmował się w PE efektywnością energetyczną. W 2016 r. przygotował między innymi sprawozdanie o unijnej strategii w zakresie ogrzewania i chłodzenia, które zostało przyjęte 550 głosami do 66.
Socjaliści chcieli zwiększenia efektywności energetycznej o 40 proc. do 2030 r. Gierek proponował jedynie 35 proc. Jeszcze w połowie 2017 r. Kathleen van Brempt (Belgia), wiceprzewodnicząca S&D odpowiedzialna za politykę klimatyczną, mówiła, że różnice opinii w grupie są rzeczą naturalną. – Jesteśmy jedyną frakcją, która zrzesza wszystkie delegacje krajowe. W przypadku kwestii energetycznych często Wschód spiera się z Zachodem. Musimy to przełamać. Uważam, że to dobrze, że polski sprawozdawca bierze odpowiedzialność – mówiła w maju.
Parlamentarni sprawozdawcy, choć mają największy wpływ na kształt projektu, nie mogą wedle własnego uznania zmieniać propozycji, które spływają do nich z Komisji Europejskiej. Ich pracę kontrolują tzw. sprawozdawcy-cienie oddelegowani przez inne grupy parlamentarne. Wszystkie poprawki muszą zostać zaakceptowane przez komisje parlamentarne i ostatecznie przez posłów na posiedzeniu plenarnym.
Raport Gierka różnił się od propozycji frakcji nie tylko procentami.. Polski sprawozdawca zmienił podstawowe założenia projektu. Propozycja Komisji kładła nacisk na oszczędności w energii finalnej, czyli tego, ile zużywają jej konsumenci (przede wszystkim gospodarstwa domowe i biznes). Gierek uznał, że ważniejsze są zyski na początku procesu wytwarzania energii czyli energia pierwotna.
– Komisja mówi o efektywności w tytule tej dyrektywy. Natomiast później mówi tylko o oszczędności i to o oszczędności na rynku konsumenta. Komisja nie mówi o niczym innym, jak o ograniczeniach konsumpcji – tłumaczył MamPrawoWiedziec.pl Gierek.
Dlaczego według posła to powód do obaw? Mniejsze zapotrzebowanie na energię to wyższe ceny, które dla najuboższych mogą oznaczać, że nie będzie ich stać na zaspokojenie podstawowych potrzeb gospodarstwa takich jak ogrzewanie, oświetlenie i gotowanie. – W przypadku Polski, kiedy my jesteśmy daleko w tyle za innymi krajami, jeśli chodzi o użytkowanie energii, to jest to gra nie fair – mówił Gierek.
W Polsce w 2013 r. problem ubóstwa energetycznego dotyczył nawet 17 proc. społeczeństwa, podaje raport Instytutu na Rzecz Ekorozwoju. Najczęściej są to osoby samotne utrzymujące się z renty lub zasiłków społecznych. Zdaniem Gierka to w nie najmocniej uderzyłby wzrost cen. Droższa energia nie musi jednak oznaczać wyższych rachunków, mówią eksperci.
– Naszym zdaniem należy zredukować zużycie energii pierwotnej, ale jednocześnie pomóc konsumentom skorzystać na ograniczeniach w zużyciu energii za pomocą takich środków jak lepsze, szczelniejsze izolacje cieplne, wykorzystywanie lepszych systemów grzewczych i lepszych urządzeń – twierdzi Dora Petloura, specjalistka od efektywności energetycznej z organizacji Climate Action Network Europe. – Nie przez ograniczanie im dostępu do energii, ale umożliwiając robienie tego samego mniejszym kosztem – ograniczając marnotrawstwo energii – tłumaczy ekspertka.
W Polsce przedsiębiorstwa energetyczne mają obowiązek podejmowania działań zmierzających do ograniczania zużycia u konsumentów końcowych i poświadczonych tzw. białymi certyfikatami. Certyfikaty można sprzedać na Giełdzie Energii SA odzyskując w ten sposób część zainwestowanych środków. W 2016 r. zaoszczędzono w ten sposób ponad 3 mln ton oleju ekwiwalentnego energii finalnej – biorąc pod uwagę średnią cenę energii w Polsce w 2016 r. to oszczędność rzędu 20 mld zł. Oprócz tego duże przedsiębiorstwa mają obowiązek raz na cztery lata przeprowadzać audyty energetyczne.
Rozwiązania stosowane w Polsce nie obciążają gospodarstw domowych, a jedynie duże firmy i dostawców energii – wszystkie wynikają właśnie z artykułu 7 dyrektywy o efektywności energetycznej, która została przyjęta w 2012 r. i obowiązuje do 2020 r. Nowelizacja wyznaczy przepisy na kolejną dekadę – do 2030 r.
– Państwa członkowskie powinny działać na dwóch poziomach, ale artykuł 7 jest poświęcony energii finalnej i tak powinno pozostać. Inne zapisy jak 14. i 15. dotyczą potencjalnych oszczędności energii pierwotnej w sieciach ciepłowniczych albo systemach transmisyjnych. Zgadzam się, że implementacje tych przepisów mogłaby zostać udoskonalona, ale to nie jest powód, żeby zmieniać inne, które odnoszą się do innych części układanki – podsumowuje Petloura.
W październiku Komisja ENVI przyjęła opinię należącej do frakcji Gierka Jytte Guteland (Szwecja), w której opowiedziała się za wyższymi celami efektywności energetycznej. W Parlamencie Europejskim zaczęły krążyć ulotki porównujące stanowisko Szwedki i Gierka.
Anonimowi autorzy ostrzegali, że w porównaniu z pierwotnymi propozycjami Komisji Europejskiej przyjęcie raportu Polaka, miało oznaczać straty miejsc pracy, zwiększony import gazu i większe wydatki na służbę zdrowia. Według pamfletu Gierek miał proponować 28 proc. efektywności energetycznej – w rzeczywistości Polak proponował 35 proc., a w październiku był gotowy przystać nawet na 40 proc.
Poseł zgodził się na wyższe cele, ale głównych założeń swojego sprawozdania nie zmienił – zyski w wydajności nadal miały dotyczyć energii pierwotnej, w tym energii z węgla, a nie energii finalnej zużywanej przez przedsiębiorców i gospodarstwa.
Dla socjalistów taki zapis oznaczał furtkę do inwestycji w węgiel. Gierek zresztą tego nie ukrywał i proponował zachęty do stosowania kogeneracji, czyli jednoczesnej produkcji ciepła i prądu, która pozwala o wiele efektywniej wykorzystać potencjał energetyczny tego surowca niż tradycyjne ciepłownie.
W grudniu, po atakach na Gierka ze strony członków jego własnej frakcji, główne cele jego sprawozdania zostały niewielką ilością głosów odrzucone przez komisję ITRE. Wśród nich: system przeliczania energii finalnej na końcową, 30 proc. cel efektywności energetycznej oraz mniejsza redukcja zużycia energii pierwotnej i finalnej.
Przeciwko Gierkowi zagłosowała jego własna frakcja i na stanowisku sprawozdawcy zastąpił go inny poseł S&D – Miroslav Poche z Czech. Zmiana sprawozdawcy w końcowym etapie negocjacji (po niemal roku pracy poprzednika) była sytuacją bezprecedensową.
Big thanks to @AdamGierek for the energy & enormous work he has done for the Energy efficiency directive negotiations. #ITRE #EnergyEfficiency #usporyenergie @EP_Industry
— Miroslav Poche MEP (@PocheMEP) 5 grudnia 2017
Poche przyznał, że stanowisko rządu w Pradze nie jest w pełni zbieżne z tym wyrażonym w dyrektywie, ale na dłuższą metę Czechy na niej zyskają. – Rządzących w Czechach martwią koszty osiągnięcia wyższego celu efektywności energetycznej. Z drugiej strony, mamy dostęp do ewaluacji dyrektywy, która nawet przy wyższych celach, zakłada, że będzie miała pozytywny wpływ na wzrost ekonomiczny i wysoką stopę zwrotu na inwestycjach, np. w budynki – podsumował swoje stanowisko Czech.
Poche zdecydował się jedynie powrócić do 35 proc. ogólnego zwiększenia redukcji, ale wynikało to z trudności z uzyskaniem szerszego poparcia dla 40 proc. przyjętych przez komisję.
Poprawki Gierka, z podpisami polskich i kilku czeskich europosłów trafiły też na głosowanie na sesji plenarnej, ale tam przepadły już zdecydowanie – Głównie – mówi Gierek – głosami mojej własnej frakcji. Projekt dyrektywy w wersji zaproponowanej przez Poche został przyjęty 485 głosami do 132.
Polscy i wyszehradzcy posłowie uchodzą w Parlamencie Europejskim za wpływowych w kwestiach polityki energetycznej. W rankingu przygotowanym przez serwis Votewatch w kwietniu 2017 r. w pierwszej dziesiątce znalazło się dwóch Polaków (na drugiej pozycji Jerzy Buzek, przewodniczący komisji ITRE, na dziewiątej Gierek) i jeden Czech (Poche, miejsce ósme).
Od tamtej pory Buzek przygotował sprawozdanie o bezpieczeństwie gazowym, które zostało przyjęte przez PE ponad podziałami frakcyjnymi. Poche również znalazł kompromis w sprawie najbardziej spornego punktu raportu o efektywności energetycznej – wysokości celu. W ostatnich dwóch latach sprawozdania w sprawie założeń i regulacji unii energetycznej przygotowali też Marek Gróbarczyk (PiS, ECR) i Zdzisław Krasnodębski (PiS, ECR).
Ich sprawozdania zyskały poparcie nie tylko zgromadzenia plenarnego, ale również posłów z Grupy Wyszehradzkiej. Dlaczego Gierkowi się nie udało? Raporty Buzka i Krasnodębskiego nie dotyczyły wprost kwestii węglowej, a rozporządzenie o bezpieczeństwie gazowym jest zgodne z logiką dekarbonizacyjną. Gaz jest czystszy od węgla i stanowi lepsze wsparcie dla OZE (włączanie i wyłączanie turbin gazowych w sytuacjach niedoborów lub nadmiaru energii w systemie jest tańsze niż puszczenie w ruch elektrowni węglowej).
Buzek nie musiał zmagać się ze zwolennikami radykalnego przejścia na OZE. Rozwiązania Gierka wprost zachęcały do inwestycji w technologie węglowe (kogenerację), a Unia zaczyna do polskiego węgla tracić cierpliwość.
Tekst powstał w ramach wspólnego projektu czterech organizacji: czeskiego Kohovolit.eu, słowackiego Demagog.sk, węgierskiego Atlatszo.hu oraz MamPrawoWiedziec.pl. "Projekt Bliżej polityki V4" jest finansowany z funduszu wyszehradzkiego. Współpraca przy zbieraniu i opracowywaniu danych: Iva Sojkova, Barbora Belovicka, Lenka Galetova, Emese Keyha.