Wybory do PE – najwięksi przegrani

Znamy już wszystkich 53 europosłów, którzy w nadchodzącej X kadencji Parlamentu Europejskiego zostali wybrani w Polsce. Najwięcej przedstawicieli w PE będzie miała Koalicja Obywatelska (21), najmniej Trzecia Droga i Lewica (3). Dla każdego kandydata i kandydatki europejski mandat to ogromny sukces. Są jednak też tacy, którzy, mimo dużych oczekiwań, do Brukseli nie pojadą.

Wśród zwycięskiej Koalicji Obywatelskiej przegranych jest mało, a większość kandydatów, których miejsce na liście miało być gwarancją europejskiego mandatu, zasiądzie w europarlamencie. Niespodzianką może być jednak porażka Tomasza Frankowskiego – europosła ostatniej kadencji, byłego i zasłużonego piłkarza reprezentacji Polski. Frankowski co prawda startował z drugiego miejsca w okręgu łączącym województwo warmińsko-mazurskie i podlaskie, ale jego popularność na Podlasiu, jako wieloletniego zawodnika Jagiellonii Białystok, i pięcioletnie doświadczenie w PE dawały mu szansę na ponowne objęcie mandatu. Ostatecznie przegrał walkę z liderem listy, posłem KO Jackiem Protasem, i wydaje się, że jego kariera polityczna dobiegła końca. 

Do Brukseli nie pojedzie także była prezydentka Warszawy – Hanna Gronkiewicz-Waltz. Pomimo silnej, drugiej pozycji na warszawskiej liście, bój przegrała zarówno z Kamilą Gasiuk-Pihowicz (3.), jak i Michałem Szczerbą (5.). Najwięcej głosów w okręgu – zgodnie z oczekiwaniami – zdobył lider listy, były szef MSWiA Marcin Kierwiński.

Najwięcej przegranych znajdziemy z kolei w PiS-ie. W PE nie zasiądzie aż 9 dotychczasowych europosłów, którzy startowali w tegorocznych wyborach. Największe porażki zanotowali Witold Waszczykowski (okręg łódzki) i Anna Fotyga (okręg pomorski). Oboje bowiem otwierali swoje listy, a ostatecznie skończyli bez mandatów. Byłego ministra spraw zagranicznych pokonał Waldemar Buda, robiąc to w wyjątkowo świetnym stylu, bo startując dopiero z piątego miejsca na liście. Z kolei była szefowa kancelarii Prezydenta RP i ministra spraw zagranicznych przegrała rywalizację z gdańską czwórką PiS-u – byłym rzecznikiem rządu Mateusza Morawieckiego – Piotrem Müllerem. 

Zawiedzeni mogą też być wieloletni europosłowie, jak Ryszard Czarnecki, Jacek Saryusz-Wolski czy Karol Karski. O ile pierwszy z nich po prostu okazał się słabszy w boju z byłą ministrą rodziny i polityki społecznej Marleną Maląg, o tyle drugi i trzeci od początku toczyli nierówną walkę z dwoma politycznymi męczennikami PiS-u – Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem. Do PE nie dostał się także „prezydencki kandydat” – były sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy – Wojciech Kolarski. Kolarski był „jedynką” PiS w Wielkopolsce i również przegrał wybory z Maląg. Jednak największym przegranym w PiS wydaje się być były prezes TVP Jacek Kurski – „dwójka” PiS na Mazowszu. PiS wzięło w tym okręgu dwa mandaty, a lepszy wynik od Kurskiego osiągnął nie tylko startujący z jedynki Adam Bielan, ale też znajdujący się za nim na liście – Jacek Ozdoba, Daniel Milewski, Maria Koc i Anna Kwiecień. 

Zobacz najnowsze

W Konfederacji próżno szukać rozczarowanych partyjnym wynikiem wyborczym, jednak wśród zawiedzionych kandydatów wyróżnić trzeba choćby Krystiana Kamińskiego. Były poseł startował z pierwszego miejsca w Warszawie i wygląda na to, że tylko ogromna popularność medialna Ewy Zajączkowskiej-Hernik pozbawiła go miejsca w europarlamencie. Rzeczniczce Konfederacji trzeba jednak oddać, że jej indywidualny wynik wygląda imponująco. Nie dość, że przekroczyła poziom 100 tys. głosów, to Kamińskiego prześcignęła o trzy długości. Niepocieszony jest też na pewno Konrad Berkowicz, który doświadczył wręcz tożsamej sytuacji. Startując z jedynki, przegrał z kontrowersyjnym, acz głośnym i rozpoznawalnym Grzegorzem Braunem. Ten zdobył największą liczbę głosów wśród kandydatów Konfederacji nie tylko w okręgu świętokrzysko-małopolskim, ale i w całej Polsce.

Jedno z większych zaskoczeń wyborczych to także wynik Róży Thun z Trzeciej Drogi. Karierę w PE zaczęła w 2009 r. i od tamtego czasu zawsze skutecznie ubiegała się o reelekcje. Koniec nastąpił 7 czerwca, kiedy wyborcy nie zaufali nie tylko całej koalicji PSL-u i Polski 2050, ale też posłance Thun. Dość powiedzieć, że nawet gdyby TD zdobyła w tych wyborach więcej mandatów, to kolejne z nich trafiłyby do liderów tej listy na Śląsku (Michał Gramatyka) i Mazowszu (Bożena Żelazowska). 

O wyborczej klęsce Lewicy można pisać dużo, ale chyba największą porażką jest brak europejskiego mandatu na Śląsku. Jedynką był tam obecny poseł, a zarazem rozpoznawalny członek partii Razem – Maciej Konieczny. Wydaje się, że lewicowi wyborcy zdecydowali się jednak oddać głosy na Łukasza Kohuta – byłego europosła Lewicy, który w tych wyborach w efekcie partyjnego konfliktu wystartował z list Koalicji Obywatelskiej i to on po raz kolejny pojedzie do Brukseli. Startujący z trzeciego miejsca Kohut sam zdobył zdecydowanie więcej głosów niż cała lewicowa lista w tym okręgu. Obejść smakiem będą się musieli też zasłużeni na polskiej scenie politycznej byli premierzy – Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Belka. Mandat nie przypadł również wiceministrowi spraw zagranicznych Andrzejowi Szejnie. Ten ostatni, pomimo pierwszego miejsca na liście Lewicy w okręgu świętokrzysko-małopolskim, przegrał nawet w rywalizacji o najlepszy wynik partyjny w regionie. Wyprzedziła go druga na liście 27-letnia Dorota Kolarska z partii Razem.