Sejm na 18. posiedzeniu zajął się budżetem – nie tylko na rok 2021, ale także projektem zmieniającym budżet na 2020 rok. Rząd koryguje w nim swoje pierwotne założenia odnośnie deficytu, który miał być, po raz pierwszy od 30 lat, zerowy, a wynosi ok. 110 mld zł. Dochody w 2020 r. zmalały o 36 mld zł (do 398,7 mld zł), a wydatki wzrosły o 72 mld zł (do 508 mld zł). Teraz ustawą zajmie się Senat.
W budżecie na 2021 r. rząd przyjmuje, według słów ministra finansów, funduszy i polityki regionalnej Tadeusza Kościńskiego, „dość konserwatywne” założenia związane z pandemią. Należą do nich:
W przyszłorocznym budżecie rząd chce wrócić do stosowania limitów wyznaczonych stabilizującą regułą wydatkową, czyli regułę, która ma ograniczać rząd w zwiększaniu wydatków i zadłużaniu się. Reguła została zawieszona z początkiem pandemii, teraz będzie znowu przestrzegana, ale na poluzowanych zasadach. Prognozowane na 2021 r. wydatki związane z COVID-19 mają zostać ograniczone, ale tylko o połowę. W pierwotnej formie reguła będzie obowiązywać dopiero od 2022 r.
Budżetem zajmie się teraz komisja finansów publicznych. Sprawozdanie musi przedstawić do 2 grudnia. Do komisji trafił także projekt tzw. ustawy okołobudżetowej zawierającej szczegółowe rozwiązania związane z realizacją budżetu. Zarówno budżet, jak i ściśle powiązana z nim ustawa okołobudżetowa nie otrzymały poparcia żadnej partii, poza partią rządzącą.Sejm zajął się także dwoma projektami ustaw podatkowych. Pierwszy, projekt uszczelniający podatki dochodowe, który zakłada m.in. opodatkowaniem podatkiem CIT spółek komandytowych z siedzibą lub zarządem w Polsce. Projekt ten zaopiniowały negatywnie wszystkie kluby parlamentarne oprócz PiS (choć w ramach Lewicy za skierowaniem go do dalszych prac głosowała partia Razem – 6 posłów). Według ministerstwa finansów „spółki komandytowe coraz częściej stanowią wehikuł służący wyprowadzaniu środków do rajów podatkowych”, czego dowodem mają być dane z kontroli prowadzonych przez administrację skarbową w takich spółkach.
Posłowie opozycji, m.in. poseł Miszalski (KO) czy posłanka Kretkowska (Lewica) odpierali te zarzuty przywołując własne dane, według których spółek z jakimkolwiek kapitałem zagranicznym jest ok. 2-3 proc.
– Ustawa ta wabi zapowiedzią likwidacji ucieczek do rajów podatkowych, czego wszyscy byśmy sobie życzyli, sugerując, że także po to te spółki komandytowe powstały, ale tych spółek komandytowych, które są zarejestrowane czy na Cyprze, czy na Malcie, czy w Luksemburgu, jest w ogóle 0,4 proc. – mówiła Kretkowska.
Według parlamentarzystów nałożenie dodatkowego opodatkowania może skutkować np. spadkiem konkurencyjności tych firm czy zwolnieniami pracowników. Parlamentarzyści odrzucili wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu i skierowali go do komisji finansów publicznych.
Drugi, projekt o wprowadzeniu tzw. estońskiego CIT-u. Jego działanie tłumaczył w Sejmie wiceminister finansów, Jan Sarnowski
– Obecnie dochód z działalności gospodarczej opodatkowany jest zasadniczo w momencie jego powstania, czyli memoriałowo. Oznacza to, że podatnik rozpoznaje przychód w momencie sprzedaży, nawet jeśli nie otrzymał jeszcze zapłaty od kontrahenta. W systemie estońskim tak długo, jak zyski pozostają w firmie, nie zapłaci ona CIT-u. Podatek pojawi się tylko wtedy, gdy osiągnięty w firmie zysk zostanie wypłacony wspólnikom – wyjaśniał wiceminister.
Takie rozwiązanie ma wzmocnić płynność firm i zwiększyć ich środki na inwestycje. Projekt skierowano do komisji finansów publicznych.