W czerwcu Jarosław Kaczyński zaproponował przeprowadzenie referendum, które ma dotyczyć nowej polityki migracyjnej i azylowej UE. Zdaniem opozycji rząd nieprawdziwie przedstawia nowe przepisy, aby wykorzystać lęk przed migracją do mobilizacji swojego elektoratu. Nad czym tak naprawdę dyskutują państwa Unii Europejskiej?
W czerwcu prezes PiS Jarosław Kaczyński zaproponował przeprowadzenie referendum, które być może odbędzie się podczas jesiennych wyborów parlamentarnych. Nadal nie wiadomo, jakie dokładnie pytanie ma być w nim postawione, ale obóz rządzący zapowiada, że dotyczyć będzie nowej polityki migracyjnej i azylowej UE. Zdaniem opozycji rząd nieprawdziwie przedstawia nowe przepisy, które próbuje wprowadzić UE, aby wykorzystać lęk przed migracją do mobilizacji swojego elektoratu. Warto więc przyjrzeć się temu, nad czym właściwie dyskutują obecnie państwa Unii Europejskiej.
Zmiany, na które zgodziła się Rada Unii Europejskiej, dotyczą systemu regulującego politykę UE odnośnie migracji nieregularnej, czyli osób z państw trzecich, które znalazły się na terytorium UE bez wcześniejszego otrzymania pozwolenia na pobyt. Zdecydowana większość takich osób to uchodźcy de facto (ludzie zmuszeni do ucieczki z miejsca zamieszkania), którzy przybywają do południowych państw UE, odbywając niebezpieczną podróż przez Morze Śródziemne.
Każdy z nich posiada prawo do ubiegania się o azyl, które zostało zawarte m.in. w Karcie Praw Podstawowych UE, Europejskiej Konwencji Praw Człowieka czy Konstytucji RP z 1997 r. W prawie UE brakuje jednak jakichkolwiek standardów dotyczących tego, komu państwa muszą takowy azyl przyznać. Jedynym aktem prawnym zobowiązującym je do przyznania ochrony jest Konwencja genewska dotycząca statusu uchodźców (wraz z protokołem dodatkowym z 1967 roku).
Zgodnie z nią uchodźcą jest osoba, która na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu swojej rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych przebywa poza granicami państwa, którego jest obywatelem, i nie może lub nie chce z powodu tych obaw korzystać z ochrony tego państwa, albo która nie ma żadnego obywatelstwa i znajdując się na skutek podobnych zdarzeń, poza państwem swojego dawnego stałego zamieszkania nie może lub nie chce z powodu tych obaw powrócić do tego państwa.Postanowienia zawarte w Konwencji genewskiej zapewniają jednak ochronę tylko niewielkiej liczbie osób, które się o nią ubiegają, a jej standardy są łatwe do prawnego wyminięcia. Wszyscy pozostali azylanci muszą polegać więc na prawie wewnętrznym poszczególnych państw dotyczącym tego, komu państwo może przyznać azyl.
Podstawą polityki azylowej UE jest podpisana w 1990 r. Konwencja dublińska. Określa ona zasady dotyczące tego, które państwo musi rozstrzygnąć wniosek o azyl złożony przez wspomniane wyżej osoby. Zgodnie z nią obowiązek ten nałożony jest na to państwo, w którym – jako pierwszym – zostanie złożony wniosek o przyznanie azylu. Oznacza to, że jeżeli uchodźca złoży wniosek w Polsce, a następnie uda się do Niemiec, aby złożyć kolejny wniosek, to Niemcy mają prawo skierować go z powrotem do Polski. W tym celu został utworzony specjalny system elektroniczny przeznaczony do rejestrowania wniosków azylowych.
System dubliński od lat krytykowany jest na forum wspólnoty europejskiej z uwagi na to, że nieproporcjonalnie obciąża procedurami azylowymi państwa, do których przybywa najwięcej uchodźców, np. Grecję, Hiszpanię czy Włochy. Z tego powodu w wielu z nich, używając narracji antyimigracyjnej, do władzy dochodzą partie, które zaczynają ograniczać swobodę działań organizacji pozarządowych ratujących ludzi na Morzu Śródziemnym. Często też zmieniają standardy przyznawania azylu, przez co mniej osób jest w stanie go uzyskać. Prawo międzynarodowe jasno zakazuje wyrzucania osób, którym go nie przyznano, do państw trzecich, w których nie panują bezpieczne warunki. Państwo takie musi także zgodzić się przyjąć te osoby, co nie jest wcale łatwe do wynegocjowania. Tysiące osób pozostaje więc w ośrodkach dla imigrantów, bez możliwości rozwoju, integracji, czy nawet podstawowych praw i wolności. Nie mają możliwości legalnej pracy, więc nie mogą pozytywnie przyczynić się do europejskiej gospodarki, a wstępując na czarny rynek, ryzykują wyzysk ze strony nielegalnych pracodawców i organizacji przestępczych.
System ten zawodzi więc zarówno z perspektywy dobra uchodźców, którzy umierają na morzu, jak i z perspektywy skutecznego integrowania ich w państwach, do których przybywają. Tymczasem patrząc na demograficzną strukturę UE, eksperci od lat wskazują, że desperacko potrzebujemy wzrostu dzietności lub imigracji. Dane zebrane przez włoskie Ministerstwo Gospodarki i Finansów wskazują, że gdyby imigracja wzrosła o 33 proc. w ciągu następnych 50 lat, dług publiczny we Włoszech mógłby zostać obniżony o ponad 20 proc. W ciągu ostatnich lat coraz więcej osób próbuje przedostać się do Europy przez Morze Śródziemne. Doświadczenia kryzysu migracyjnego jasno uwydatniły wszystkie wady systemu dublińskiego. Trudno się więc dziwić, że państwa UE w obawie przed powtórzeniem błędów z 2015 r., ponownie dyskutują nad jego reformą.
Nowe porozumienie, które w czerwcu zostało przyjęte przez Radę Unii Europejskiej, dotyczy właśnie wspólnego systemu azylowego. Najważniejsze i najbardziej kontrowersyjne ustalenie dotyczy mechanizmu mandatory solidarity. Zgodnie z nim państwa UE będą wspierać się poprzez relokację w sumie 30 tys. azylantów rocznie. Każdy kraj musiałby przyjąć część tych osób, proporcjonalną do własnej liczby ludności, co dla Polski oznaczałoby zaledwie ok. 2500 osób. Z czasem liczba 30 tys. mogłaby zwiększyć się do 120 tys, ale warto zaznaczyć, że nadal dla każdego państwa byłoby to nieporównywalnie mniej niż 105 tys. osób, które w zeszłym roku przybyło do Włoch.
Od wspomnianej zasady przyjmowania proporcjonalnej liczby azylantów istnieją jednak dwa wyjątki. Jeżeli jakieś państwo nie będzie chciało przyjąć tych ludzi, to może zapłacić 20 tysięcy euro do wspólnej unijnej puli środków, które zostaną przeznaczone na bliżej nieokreślone projekty wsparcia państw trzecich, do których UE planuje odsyłać część uchodźców. Jest to pomysł podobny do tego, który zaczął funkcjonować na mocy porozumienia między UE, a władzami Turcji w 2016 r. Umowa zobowiązała Turcję do przyjęcia części uchodźców z ogarniętej wojną Syrii, w zamian za m.in. wsparcie finansowe. Już wtedy kontrowersje wzbudzało to, czy Turcję można uznać za bezpieczne państwo trzecie, którym według prawa międzynarodowego musi być kraj, do którego odsyła się azylantów.
Drugi wyjątek wiąże się z państwami będącymi „pod presją migracyjną”. Państwa te byłyby całkowicie zwolnione z obowiązku przyjmowania azylantów. Wybór krajów, które miałby się kwalifikować pod tę regułę, byłby zatwierdzony na podstawie corocznego raportu Komisji Europejskiej. Konkretne warunki nie zostały jeszcze przedstawione, ale z wywiadów przeprowadzonych z unijna komisarz ds. wewnętrznych i migracji Ylvą Johansson wynika, że obecnie byłaby to właśnie Polska: „Solidarność w polityce migracyjnej UE jest obowiązkowa, z wyjątkiem krajów, które znajdują się pod presją migracyjną, właśnie takich jak Polska, która przyjęła ponad milion ukraińskich uchodźców (...) podczas negocjacji paktu migracyjnego dodano ten artykuł specjalnie dla Polski i Czech, które są obecnie pod presją migracyjną”.
Kraj uznany za znajdujący się pod presją migracyjną nie tylko zostanie zwolniony z solidarnościowego mechanizmu, ale będzie także mógł uzyskać wsparcie finansowe od Unii Europejskiej. W obecnej sytuacji Polska nie przyjęłaby więc uchodźców przybywających do innych krajów, a ponadto mogłaby uzyskać dodatkowe wsparcie na pomoc przybyszom z Ukrainy.
Sam projekt reformy nie jest pozbawiony wad, ale z perspektywy polskiego rządu wydaje się być bardzo korzystny. Patrząc z perspektywy ogólnej, rozwiązanie zaakceptowane przez Radę UE wydaję się być zarówno korkiem w naprzód, jak i krokiem w tył. Z jednej strony, rozwój solidarności wśród państw członkowskich jest konieczny, aby poprawić sytuację zarówno uchodźców, jak i państw przyjmujących. Z drugiej strony, Unia Europejska ponownie stawia na sposoby pozbywania się uchodźców, zupełnie pomijając kwestie skutecznej integracji. Brakuje także jakiejkolwiek perspektywy zorganizowania wspólnych akcji ratunkowych na Morzu Śródziemnym czy ustanowienia skuteczniejszych standardów ochrony praw uchodźców.
Według stanowiska rządu referendum musi zostać zorganizowane, aby Polacy mogli wypowiedzieć się w sprawie istotnej dla państwa. Możemy przypuszczać, że postawione przed wyborcami pytanie będzie dotyczyć ich poparcia dla zmian proponowanych przez UE lub też dla prowadzonej przez PiS polityki sprzeciwu wobec nich.
Warto jednak zaznaczyć, że podczas głosowania w Radzie UE za proponowanymi zmianami opowiedzieli się przedstawiciele wszystkich państw oprócz Polski i Węgier. Spełnia to warunek większości kwalifikowanej, czyli poparcia co najmniej 55 proc. państw, reprezentujących co najmniej 65 proc. obywateli wspólnoty. Projekt tej reformy trafia teraz do Parlamentu Europejskiego, w którym debatować nad nim będą demokratycznie wybrani europosłowie z państw członkowskich UE, a wynik referendum przeprowadzonego w systemie prawa wewnętrznego któregokolwiek z państw, nie może być przesłanką do zatrzymania procesu legislacyjnego, na który Polska wyraziła zgodę w trakcie przystępowania do wspólnoty. Wynik referendum może więc być jedynie punktem do dyskusji na forum przedstawicieli państw członkowskich albo ich reprezentantów w PE.