Wybory samorządowe za nami. Polki i Polacy wybrali w nich prawie 2,5 tysiąca wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. W 748 gminach do wyboru włodarza potrzebna była druga tura, a w jednej gminie o wyborze wójta zdecyduje lokalna rada. W MamPrawoWiedziec.pl analizujemy, jakie zmiany zaszły w urzędach, kto zyskał, a kto stracił, a także czy reprezentacja kobiet w polskich samorządach ulega zmianie.
Zmiany, zmiany, zmiany…
Rotacja na stanowisku wójta, burmistrza lub prezydenta dokonała się w tym roku w 956 gminach, podczas gdy w 1518 stanowiska utrzymali włodarze, którzy rządzili tymi gminami w poprzedniej kadencji. Oznacza to, że w prawie 39 proc. gmin doszło do zmiany władzy. Dla porównania w wyborach w 2018 r. rotacje objęły niecałe 32 proc. miejscowości. Warto jednak zaznaczyć, że mieszkańcy 412 gmin właściwie nie mieli wyboru – zarejestrowano w nich tylko jednego kandydata na wójta lub burmistrza – w zdecydowanej większości byli to dotychczasowi rządzący.
Wiatr zmian widać szczególnie w największych miastach, czyli tych, w których mieszka co najmniej 100 tysięcy mieszkańców. W wyborach w 2018 r. w największych ośrodkach zmienił się tylko co piąty prezydent, natomiast po ostatnich wyborach nowi prezydenci obejmą urząd w aż 38 proc. największych miast. Mieszkańcy aglomeracji w 2024 r. decydowali zatem o zmianie włodarza prawie dwa razy częściej niż 6 lat temu. Wyraźny wzrost, jeśli chodzi o zmianę rządzących, można zauważyć również w miastach średniej wielkości – o zaludnieniu rzędu 25–50 tys. mieszkańców. W 2018 r. do zmiany władzy doszło w około 30 proc. takich miast. W wyborach w 2024 r. nowi włodarze zasiądą w niemal połowie tych miejscowości (46 proc.).
Najmniej skłonni do zmian okazali się wyborcy w mniejszych gminach (od 5 do 10 tys. mieszkańców). W tym roku w 64 proc. takich gmin władzę utrzymali dotychczasowi rządzący.
Partyjne zyski i straty
Analizując wybory Polaków, warto zwrócić uwagę na przynależność partyjną wójtów, burmistrzów i prezydentów. I co ciekawe, wszystkie partie, które obsadziły władze wykonawcze w gminach w 2018 r., tym razem poniosły straty. Zwiększyła się za to liczba włodarzy, którzy nie należą do żadnej partii. W 2018 r. bezpartyjnych rządzących w całej Polsce wybrano 1790, a w 2024 r. aż 1955.
Najbardziej straciło PSL, które po wyborach w 2018 r. mogło pochwalić się rządzącymi w 291 gminach; teraz ludowcy rządzą w 179 miejscowościach. Tym samym na prowadzenie w partyjnym wyścigu w samorządzie wyszło PiS, które w porównaniu z 2018 r. straciło tylko dziesięciu włodarzy – obecnie ich reprezentacja w skali kraju liczy 191 wójtów, burmistrzów lub prezydentów. Na trzecim miejscu plasuje się PO – jej członkowie na urzędy wykonawcze zostali wybrani w 118 gminach (przy 128 w 2018 r.). Duży spadek zanotowała Nowa Lewica. Sześć lat temu, startując jeszcze jako SLD, mogła pochwalić się rządami w 38 miejscowościach, dziś jej przedstawiciele wygrali wybory już tylko w 18 gminach. Dla Polski 2050 i Konfederacji były to pierwsze wybory samorządowe. Członkom partii Szymona Hołowni udało się objąć najwyższe urzędy w pięciu gminach, konfederaci z kolei zadowolić się muszą tylko prezydenturą Patryka Marjana w Bełchatowie (członek Nowej Nadziei).
Największe straty wszystkie partie zanotowały w małych gminach (5–10 tys. mieszkańców). Najbardziej straciło PSL, któremu ze 115 rządzących w 2018 r. ostało się 68. Ponad połowę gmin tej wielkości spod swoich rządów straciła także Lewica, chociaż w tym przypadku mówimy o zupełnie innym rzędzie wielkości (7 włodarzy w 2018 r. do 3 w 2024 r.). Partyjne spadki widoczne są również w najmniejszych gminach, czyli tych do 5 tys. mieszkańców. Znów procentowo najbardziej ucierpiało w nich PSL i Lewica. Ci pierwsi stracili 39 gmin, przez co obecnie ich członkowie rządzą w 80. Lewicy z kolei po ostatnich wyborach zostały tylko 2 miejscowości z grupy tych najmniejszych (9 w 2018 r.). Warto odnotować, że jedyną partią, która ma więcej włodarzy w gminach w tym przedziale wielkości, jest PiS. Poprawili oni swój wynik sprzed sześciu lat o 13 gmin (obecnie 63).
W gminach średniej wielkości (10–25 tys.) najwięcej straciło PSL, PiS i Lewica. Ludowcy rządzą teraz w 29 gminach tej wielkości (50 w 2018 r.). Partia Jarosława Kaczyńskiego z 69 gmin straciła włodarzy w 19 (obecnie 50). Lewica z kolei ubyło połowę rządzących – czternastu w 2018 r. zamieniło się na siedmiu w 2024 r. Niewielkie zmiany, jeśli chodzi o barwy partyjne, dokonywały się w średnich i dużych miastach. Warto jednak zauważyć, że PSL straciło czterech z sześciu rządzących miastami w przedziale 25–50 tys. mieszkańców; PO z kolei powiększyła swoje grono prezydentów największych miast (ponad 100 tys. mieszkańców) z dziesięciu do osiemnastu. Oznacza to, że obóz Donalda Tuska rządzi już w ponad połowie największych polskich miast.
Czas kobiet?
Coraz częściej w debacie publicznej podkreśla się rolę kobiet w polityce, a przed wyborami – kwestie związane z ich obecnością i pozycją na listach wyborczych. W Sejmie X kadencji posłanki stanowią około 30 proc. całej izby i choć w związku z tym wciąż trudno mówić o proporcjonalnej reprezentacji obu płci w parlamencie, to i tak jest to historycznie najlepszy wynik. Wybory na wójtów, burmistrzów i prezydentów nie napawają jednak optymizmem, pomimo że reprezentacja kobiet na tych stanowiskach zwiększyła się w porównaniu z poprzednią elekcją samorządową. Po wyborach w 2018 r. władzę w prawie 2,5 tysiącach gmin objęło tylko 298 kobiet. W tym roku ta liczba co prawda wzrosła do 394, ale gdy spojrzymy na proporcje w skali wszystkich gmin, to trudno mówić o rewolucji. Pomimo wzrostu na stanowiskach wykonawczych w samorządzie kobiety rządzą tylko w niespełna 16 proc. polskich gmin.
Przyjrzymy się województwom, które znajdują się ponad średnią krajową, i tym, w których reprezentacja kobiet jest zdecydowanie niższa niż w skali ogólnopolskiej. Mówiąc o tych pierwszych, warto zwrócić uwagę na mazowieckie i pomorskie (po 19 proc. gmin rządzonych przez kobiety) oraz przede wszystkim lubuskie, gdzie w co czwartej gminie urząd wójta, burmistrza lub prezydenta będzie sprawować kobieta. Po drugiej stronie spectrum znajdują się świętokrzyskie, podkarpackie i małopolskie (po 12 proc.). Najniżej w tej kategorii znalazło się województwo podlaskie, w którym kobiety rządzą tylko w 10 proc. gmin.
Co z tego wynika?
W wyborach na wójtów, burmistrzów i prezydentów w 2024 r. Polki i Polacy decydowali się na zmianę włodarzy częściej niż w poprzednich wyborach. W porównaniu do 2018 r. największy przyrost motywacji do zmiany władzy widać wśród mieszkańców średnich (25–50 tys.) i największych miast (ponad 100 tys.).
Przynależność partyjna w wyborach samorządowych traci na znaczeniu. Pomaga z kolei bezpartyjność kandydata (choć warto pamiętać o tym, że kandydaci formalnie bezpartyjni często startują z wyraźnym poparciem partii politycznych). W wyborach na wójtów, burmistrzów i prezydentów w 2024 r. Polki i Polacy częściej niż w poprzednich wyborach samorządowych wybierali kandydatów bezpartyjnych. Największe straty wśród partii zanotowało PSL i Lewica. Ludowcy stracili 38 proc. gmin, w których dotychczas rządzili. Wynik Lewicy jest jeszcze gorszy – w porównaniu z wyborami z 2018 r. straciła ponad połowę swoich rządzących (52 proc.). O względnym sukcesie może mówić za to PiS i PO, ci pierwsi wzmocnili się w najmniejszych gminach, drudzy w największych miastach.
Kobiety wciąż rzadko obejmują najwyższe urzędy w gminach. Liczba kobiet na stanowiskach wójta, burmistrza czy prezydenta co prawda wzrosła, ale kobiety wciąż rządzą jedynie w 16 proc. gmin. Najwięcej kobiet rządzi w województwie lubuskim (25 proc. gmin), a najmniej w podlaskim (10 proc. gmin).