Po pierwsze: nie jest rzeczą. Jak posłowie uchwalali ustawy o prawach zwierząt

Senat pracuje nad ustawą o ochronie zwierząt. Jeśli wejdzie w życie, oznaczać to będzie zmianę prawa, które ma ponad 20 lat.

 

 

 

Obecną ustawę o ochronie zwierząt uchwalił w 1997 r. Sejm II kadencji. Wcześniej obowiązywało rozporządzenie o ochronie zwierząt prezydenta Ignacego Mościckiego z 22 marca 1928 r. Pierwszy dokument regulujący ochronę zwierząt w Polsce liczył dwie strony i dotyczył zakazu znęcania się nad zwierzętami. Ustawa z 1997 r. rozporządzenie wygasiła.

W 1994 r. w Sejmie pojawiły się dwa projekty o ochronie praw zwierząt. Jeden, złożony przez Unię Pracy reprezentowaną przez posłankę Krystynę Sienkiewicz, drugi – przez Unię Wolności, który prezentowała posłanka Katarzyna Piekarska. Projekty były zbieżne, dlatego w dalszych pracach posłowie procedowali je wspólnie. Nad przygotowaniem jednego, wspólnego i kompleksowego projektu pracowały trzy komisje: ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa, rolnictwa i gospodarki żywnościowej oraz ustawodawcza. Cały proces trwał dwa lata. 

Przed posłami stało ogromne wyzwanie, ponieważ należało uregulować od zera zasady traktowania zwierząt nie tylko domowych, ale także gospodarskich, trzymanych w cyrkach i zoo, zwierząt pracujących oraz wolno żyjących. Ustawa miała ustanowić i uregulować prawnie nowy standard w relacji człowieka i zwierzęcia, co wyrażał pierwszy artykuł – 

Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę 

– powtarzający słowa zawarte w Deklaracji Praw Zwierząt uchwalonej przez UNESCO w 1978 r. – W zamyśle autorów projektu ustawy leży przełamanie starej jak świat zasady, że człowiek ma czynić sobie ziemię poddaną, co też czyni, masowo eksterminując całe gatunki zwierząt, a także usankcjonowanego od wieków prawem cywilnym traktowania zwierzęcia jak rzeczy – mówiła w 1994 r. Sienkiewicz. 

Efekt prac zaprezentował w marcu 1997 r. poseł Ryszard Stanibuła (PSL). Projekt ustawy przyjęto na 107. posiedzeniu 322 głosami za. Ustawę podpisał prezydent Aleksander Kwaśniewski. 

Posłanka Katarzyna Piekarska, dzisiaj w Koalicji Obywatelskiej, wspomina z tamtego okresu duże zainteresowanie i społeczne oczekiwanie, wyrażane m.in. ogromną liczbą listów wspierających sprawę i wysyłanych przez obywateli na Wiejską. 

Najgorzej było w Sejmie podczas prac podkomisji, bo naprawdę trudno było przekonać część posłów, że, po pierwsze, zwierzę nie jest rzeczą, ale też do tego, że będą kary za znęcanie się nad zwierzętami i że będzie to kara więzienia. Dzisiaj to jest oczywiste, dużo osób domaga się wyższych kar, ale wtedy to było najtrudniejsze – mówi dla MamPrawoWiedziec.pl Piekarska. 

 

Pierwsze nowelizacje i zamieszanie wokół uboju 

Nie wszystko się jednak udało – ustawie często zarzucano wady i z czasem przyszła pora na nowelizacje. W 2002 r. uchwalono rządową (SLD) nowelizację, której celem było przede wszystkim dostosowanie polskiego prawodawstwa z zakresu ochrony zwierząt do prawa Unii Europejskiej. W nowelizacji posłowie zakazali uboju rytualnego (czyli bez ogłuszania zwierzęcia) na potrzeby krajowych związków wyznaniowych. Jednak dwa lata później, w 2004 r., minister rolnictwa Wojciech Olejniczak (SLD) zalegalizował ubój rytualny rozporządzeniem.

W 2011 r. PO, pod przewodnictwem posła Pawła Suskiego, przedstawiło projekt ustawy, której głównym celem miała być walka z pseudohodowlami. Ustawa zakazywała rozmnażania psów i kotów w celach hodowlanych, poza hodowlami zarejestrowanymi oraz handlowania zwierzętami na targowiskach i giełdach. Oprócz tego m.in. wprowadzała do porządku prawnego definicję schroniska oraz kary za akty zoofilii. Ustawa weszła w życie w 2012 r., chociaż, zdaniem organizacji pozarządowych (np. Fundacja dla Zwierząt ARGOS) była niewystarczająca – m.in. tylko pozornie zajęła się kwestią pseudohodowli, które pomimo przepisów nadal powstawały.

W 2011 r. projekt noweli złożył również Sojusz Lewicy Demokratycznej. SLD skoncentrowało się głównie na kwestii znęcania nad zwierzętami oraz kategorii szczególnego okrucieństwa. Projekt nigdy nie wyszedł poza sejmową zamrażarkę. 

W tym samym roku pojawił się trzeci, tym razem obywatelski projekt. Ustawa Fundacji VIVA poruszała większość kwestii znanych z obecnej dyskusji nad prawem zwierząt do ochrony: zakaz trzymania zwierząt na łańcuchach, hodowli futrzarskich, wykorzystywania zwierząt w cyrkach oraz definitywny zakazu uboju rytualnego. 

Organizacje pozarządowe, m.in. zrzeszone w Koalicji dla Zwierząt zorganizowanej przez Grzegorza Lindenberga, (np. Stowarzyszenie Przyjaciół Bezpańskich Zwierząt „Cichy Kąt" czy Rzeszowskie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt) odegrały dużą rolę w inicjowaniu zmian i współpracowały z parlamentarzystami nad nowelizacją ustawy z 1997 r. w parlamentarnym zespole przyjaciół zwierząt. W pewnym momencie drogi organizacji i posłów się jednak rozeszły, zaczęli osobno pracować nad dwiema wersjami nowelizacji. – Obie z tych grup miały swoje argumenty. Jedna chciała projektu, który będzie możliwy do wprowadzenia, druga chciała projektu, który będzie w sposób idealny regulował zagadnienia dotyczące ochrony zwierząt – powiedziała podczas pierwszego czytania przewodnicząca zespołu Joanna Mucha z PO. 

Zobacz najnowsze

W 2012 r. Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie uchylające decyzję ministra i zakazujące uboju rytualnego (orzeczenie uprawomocniło się w styczniu 2013 r.). Po zakazie potrzebna była nowa podstawa prawna do jego przeprowadzania. Powstał rządowy projekt PO, który przewidywał dopuszczenie tzw. uboju rytualnego bez ogłuszania, ale tylko w rzeźni oraz zakaz stosowania podczas uboju tzw. klatek obrotowych (gdzie zwierzę jest obracane do góry nogami przed podcięciem gardła). Głosy parlamentarzystów wobec ustawy były podzielone. W PO pojawił się problem dyscypliny partyjnej, ponieważ przeciwko chciało głosować wielu posłów, m.in. tych z zespołu przyjaciół zwierząt. Ostatecznie ustawa legalizująca ubój rytualny nie przeszła, odrzucona m.in. 38 głosami posłów samego PO oraz prawie całego PiS (wyłamali się Jan Ardanowski i Henryk Kowalczyk). Po przegranym głosowaniu premier Donald Tusk, który był za zmianami, powiedział: ,,Rozum był smutny, serce się cieszyło”. 

W efekcie ubój rytualny nadal był zakazany. Swoich sił w parlamencie spróbowali więc rolnicy. Marek Borowski z Krajowej Rady Izb Rolniczych dwukrotnie prezentował projekt legalizujący ubój rytualny, w ramach kompromisu zakazujący klatek obrotowych. Tę kwestię dla rolników załatwił jednak Trybunał Konstytucyjny, stwierdzając w 2014 r., w odpowiedzi na wniosek Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich, że zakaz uboju rytualnego w Polsce narusza wolność religii i sumienia obywateli. Od tego momentu ubój rytualny jest legalny.

 

 

 

Ponadpartyjna współpraca sympatyków zwierząt 

W 2015 r. PO składa w Sejmie projekt, który ma być odpowiedzią na nieprawidłowości wynikające z poprzedniej nowelizacji. 

Projekt powstał po 2012 r., kiedy już mieliśmy sygnały o błędach. Problemem był chociażby zapis, który pozwalał na rozmnażanie psów i kotów w celach sprzedaży stowarzyszeniom zrzeszonym w tym celu. To był błąd. Przez ten zapis namnożyło się organizacji quasi-kynologicznych, gdzie ludzie byli i są nadal oszukiwani, rodowody są fałszowane. Ustawa z 2012 r. nie uwzględniała także chipowania zwierząt, więc nie udało nam się zająć tematem bezdomności – mówi dla MamPrawoWiedziec.pl Paweł Suski, który prezentował ten projekt w Sejmie. Projektu nie udało się uchwalić. 

Kolejną próbę regulacji ochrony zwierząt parlament podejmuje w 2017 r. Do gry, już jako partia rządząca, włącza się PiS. Do Sejmu wpływają dwa projekty, jeden złożony przez PiS, drugi przez PO. – To jest historia jednego projektu. Zawarliśmy takie porozumienie ponad podziałami z kilkoma posłami, m.in. z Krzysztofem Czabańskim z PiS. Pragmatycznie nie próbowaliśmy zbierać podpisów wspólnie pod jednym projektem. Oni złożyli swój, który był niemalże identyczny z naszym. Różniły się m.in. vacatio legis – tłumaczy Suski. Projekty są rozszerzoną wersją tego, co posłowie PO proponowali w 2015 r. Do obowiązku chipowania psów, zakazu wykorzystywania zwierząt w cyrkach czy zakazu łańcuchów autorzy dołączają m.in. zakaz chowu futerkowego (oprócz królika). Podobne zapisy będzie zawierał także złożony w podobnym czasie projekt Nowoczesnej. 

Później grupa posłów z PiS złoży jeszcze jedną jego wersję, tym razem odchudzoną. W wersji light zostało już tylko m.in. chipowanie oraz wydłużona o 5 metrów uwięź dla psa. – Też przy tym wspólnie pracowaliśmy, uzgadnialiśmy, co trzeba z niego wyrzucić, żeby był do akceptacji na poziomie klubu przez PiS – wspomina Suski. 

Nie udało się. Żaden z tych projektów nie będzie miał nadanego nawet numeru druku ani nigdy nie zostanie odczytany w komisji czy na obradach. – Zbliżał się maraton wyborczy, najpierw były wybory samorządowe w 2018 r., potem do Europarlamentu, parlamentarne i w końcu prezydenckie. Wygrał polityczny pragmatyzm. Klub PiS projekt przyblokował, bo w nim było sporo kontrowersyjnych dla nich zmian. Nic nie sprzyjało, żeby tę nowelizację poprowadzić – dodaje były poseł. 

W poprzedniej kadencji Sejmu przepisy o ochronie zwierząt zostały za to rozszerzone o dwie regulacje: zaostrzenie kar za znęcanie się przygotowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości (projekt Patryka Jakiego z Solidarnej Polski) oraz umożliwienie gminom wprowadzania programów sterylizacji zwierząt, aby przeciwdziałać bezdomności (poselski projekt PiS). 

 

Przełom w Sejmie

Niespodziewany przełom przyniosła obecna kadencja Sejmu. W grudniu 2019 r. projekt  nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt składa posłanka Katarzyna Piekarska (PO). Nic się z nim nie dzieje, aż do września 2020 r., kiedy pojawia się projekt PiS, tzw. „Piątka Kaczyńskiego”. Mija 25 lat od momentu złożenia przez Piekarską pierwszego projektu ustawy regulującego ochronę prawną zwierząt w Polsce. Ustawa, w wersji, która opuściła Sejm, zakłada m.in.:

  • zakaz trzymania zwierząt domowych na uwięzi dłużej niż 12 godzin w ciągu doby, uwięź musi mieć minimum 6 metrów długości oraz umożliwiać zwierzęciu korzystanie z wybiegu o co najmniej 20 m2 powierzchni;
  • zakaz stosowania łańcuchów oraz kolczatek;
  • zakaz hodowli zwierząt futerkowych (oprócz królików);
  • zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach;
  • zakaz uboju rytualnego na eksport (legalny tylko dla krajowych związków wyznaniowych);
  • rekompensaty finansowe dla przedsiębiorców, którzy będą musieli zamknąć gospodarstwa ze względu na wprowadzone zakazy.

W Sejmie zagłosowało za nią 356 posłów, 75 było przeciw, w tym 38 z samej Zjednoczonej Prawicy. Nie wiadomo, jak wiele poprawek wniosą senatorowie, pod znakiem zapytania stoi też decyzja prezydenta. Podczas dożynek 20 września Andrzej Duda zapowiedział, że przy podejmowaniu decyzji nad podpisaniem ustawy będzie miał na względzie „kwestie humanitarnego traktowania zwierząt, dobrostanu zwierząt, ale będzie miał także na względzie byt i jakość życia polskich rolników”. 

Ustawie sprzeciwiają się przede wszystkim rolnicy i przedsiębiorcy wspierani w Sejmie przez PSL i Konfederację. PSL podczas obrad nazywał projekt „embargiem na polskie rolnictwo”. – Wasza ustawa jest aktem oskarżenia wobec polskiej wsi i polskiego rolnika, że nie potrafi zajmować się swoją zwierzyną, nie dba o tę zwierzynę, nie potrafi z nią żyć i jej hodować. (...) Nie ma na to zgody. I nie może być zgody na upokarzanie naszej historii, tradycji i kultury – mówił w Sejmie Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL). Prezes PSL miał również zarzuty do sposobu przyjęcia ustawy. – PiS zrobił przez 5 lat z tego Sejmu maszynkę do przyjmowania ustaw w trybie pilnym. Dzisiaj robi maszynkę do zmielenia polskiej wsi i polskiego rolnictwa – mówił Kosiniak-Kamysz.

Proponowane dzisiaj zmiany nie są niczym nowym w debacie publicznej, zostały przygotowane już 8 lat temu w ramach prac zespołu parlamentarnego i przechodziły przez kolejne kadencje, czekając na odpowiedni moment. Tym, co zawsze stało na przeszkodzie, był klimat polityczny kształtowany przez zbliżające się wybory oraz sprzeciw rolników.