Wyścig do 270. Co musi zrobić Kamala Harris, żeby zostać pierwszą prezydentką Stanów Zjednoczonych?

W sondażowych trendach widać niebieską rewolucję. Demokraci świętują udaną wymianę swojego kandydata, a Donald Trump przestaje być faworytem jesiennych wyborów prezydenckich w USA. Ale na które sondaże warto patrzeć? Oceniamy szanse Kamali Harris w starciu z Donaldem Trumpem.

Kamala vs Donald

Kampania wyborcza obecnej wiceprezydentki USA ruszyła z zaskakującym impetem. Rezygnacja Joe Bidena i postawienie na dużo młodszą od obecnego prezydenta kobietę rozbudziły entuzjazm wyborców Partii Demokratycznej. Harris, która przez ostatnie 3 lata nie cieszyła się nadmierną popularnością, naglę zaczęła rosnąć w sondażach. Jeszcze rok temu poparcie (approval – czyli procent osób pozytywnie postrzegających jej działania) dla wiceprezydentki spadło poniżej 40 proc. Przed rezygnacją Bidena Harris była raczej negatywnie oceniana przez wyborców. Jej tzw. współczynnik przychylności (net favorability rating – sondażowa różnica odsetka osób przychylnych i nieprzychylnych wobec danego polityka) wynosił dokładnie tyle samo, ile Donalda Trumpa, czyli -11 pkt proc. Przez ostatnie tygodnie podskoczył o 12 punktów, czyli aż do +1 pkt proc. (u Donalda Trumpa obecnie wynosi -16). Kandydaci na prezydenta USA zazwyczaj nie osiągają dodatniego wyniku w tym zestawieniu. 

W lipcu ogólnokrajowe sondaże wskazywały na czteropunktową przewagę Donalda Trumpa nad Joe Bidenem. Obecnie Kamla Harris prowadzi trzema punktami procentowymi. Znikła też alternatywa dla obydwojga kandydatów, którą stanowił Robert F. Kennedy Jr (syn byłego prokuratora generalnego). Wraz z wejściem Harris do prezydenckiego wyścigu znaczenie kampanii bezpartyjnego kandydata drastycznie spadło. Duża część jego poparcia wynikała z tego, że niezależni wyborcy, którzy normalnie skłaniali się ku demokratom, nie chcieli oddać głosu na Bidena. 39 proc. osób, które w lipcu planowały zagłosować na Kennedy’ego, popiera teraz Kamalę Harris (20 proc. przeszło na stronę Trumpa). Podobno RFK rozważał oficjalne poparcie Harris i rezygnację z udziału w wyborach w zamian za posadę w jej gabinecie. Podobne propozycje wysuwał również w stronę sztabu Trumpa, którego ostatecznie poparł po zawieszeniu swojej kampanii. Jego poparcie zmalało jednak do zaledwie paru procent, a i tak nie wszyscy z jego wyborców pójdą za wskazanym przez niego Trumpem.

Sondażowa zmiana odzwierciedla przede wszystkim zjednoczenie i mobilizację elektoratu Partii Demokratycznej, któremu od dłuższego czasu brakowało jakiejkolwiek ekscytacji względem kandydatury Bidena. Tradycyjnie grupami, które skłaniają się ku demokratom, są młodzi wyborcy, kobiety i mniejszości etniczne. Prezydent Biden nie cieszył się wśród nich poparciem, które zazwyczaj wzbudzają kandydaci demokratów. Harris jest znacznie młodsza od Biedna, jest kobietą i córką dwójki imigrantów (jej matka pochodzi z Indii, a ojciec to Jamajczyk afrykańskiego pochodzenia) i w związku z tym stanowi atrakcyjną alternatywę dla sfrustrowanych Bidenem wyborców Partii Demokratycznej, a w szczególności dla wspomnianych wyżej grup wyborców, które tradycyjnie głosują na demokratów. Wiceprezydentka ma też dużo większy potencjał w walce o głosy wyborców niezależnych (zwłaszcza wśród tych, dla których wiek Bidena był nie do zaakceptowania), którzy przeważnie przychylają szalę na rzecz któregoś z kandydatów. Pytanie, czy to wystarczy, aby pokonać Donalda Trumpa w nadchodzących wyborach.

Matematyka wyborcza

Zobacz najnowsze

Wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych nie jest bowiem zależny od zwykłej większości uzyskanych głosów. Wybory odbywają się w systemie pośrednim, a nie bezpośrednim, co oznacza, że prezydenta wybierają elektorzy, których wybierają obywatele w każdym z 50 stanów. Dla wyniku kluczowe są wybory w poszczególnych stanach, a nie w skali całego kraju. To wybory na poziomie stanów determinują to, na którego kandydata zagłosują (wszyscy) elektorzy danego stanu. Każdy elektor powinien zagłosować na kandydata, który otrzymał więcej głosów w jego stanie (czasami zdarza się, że tzw. wiarołomni elektorzy nie stosują się do tych wytycznych, ale jeszcze nigdy nie miało to wpływu na ostateczny wynik wyborów). Są też dwa wyjątki: Maine i Nebraska. W tych stanach wyniki wyborów wpływają na wybór tylko dwóch elektorów. Reszta elektorów (czyli dwóch w Maine i trzech w Nebrasce) przyznawana jest partiom niezależnie od wyników wyborów prezydenckich. Każdej partii przyznawanych jest tylu elektorów, ile miejsc w Izbie Reprezentantów udało się zdobyć jej kandydatom (wybory do Izby Reprezentantów odbywają się co dwa lata i zawsze pokrywają się z wyborami prezydenckimi). Każdy stan ma różną liczbę elektorów (jest równa sumie liczby członków Izby Reprezentantów i senatorów wybieranych w tym stanie, więc zależy od populacji stanu, choć nie jest idealnie proporcjonalna). Elektorów w sumie jest 538 (dodatkowych trzech elektorów przydzielonych zostało do Dystryktu Kolumbii, czyli miasta Waszyngton). Wybory w Stanach Zjednoczonych są więc wyścigiem do 270 głosów elektorskich, które dają większość jednemu z kandydatów. Jeżeli dwóch kandydatów otrzyma równą liczbę głosów elektorskich (269), prezydenta wybiera Izba Reprezentantów (obecnie kontrolowana minimalną większością przez republikanów), a wiceprezydenta Senat (kontrolowany przez demokratów). Taka sytuacja ostatni raz miała miejsce w XIX w. Szansa na taki obrót spraw jest bliska zeru (choć w nadchodzących wyborach jest niewielka szansa na wynik 270 do 268, który oznaczałby, że do remisu potrzebny byłby tylko jeden wiarołomny elektor).

W większości stanów republikanie lub demokraci cieszą się na tyle wysokim poparciem, że od wielu lat w wyborach prezydenckich zwycięża w nich ta sama partia. W związku z tym już dzisiaj wiemy, na kogo zagłosują elektorzy z wielu stanów (np. 54 głosy elektorów z Kalifornii dostanie Kamala Harris, a głosy 40 elektorów z Teksasu otrzyma Donald Trump). Tegoroczne wybory prezydenckie prawdopodobnie zostaną rozstrzygnięte zaledwie w sześciu (lub siedmiu) stanach (swing states): Nevadzie, Arizonie, Georgii, Pensylwanii, Michigan i Wisconsin. W 2020 roku w każdym z nich zwyciężył Biden, zapewniając sobie 306 głosów elektorskich. W nadchodzących wyborach w każdym z tych stanów zarówno Harris, jak i Trump, mają szansę na zwycięstwo. Po rezygnacji Bidena zmienia się również status Karoliny Północnej. Wydawało się, że demokraci nie mogą liczyć na zwycięstwo w tym stanie, ale skuteczny początek kampanii Harris sprawił, że walka może być bardziej wyrównana, niż się spodziewano. Wynik wyborów w (przeważnie demokratycznej) Minnesocie również nie jest pewny, ale prawie na pewno wygra w niej Harris (szczególnie po wyborze gubernatora Minnesoty na jej kandydata na wiceprezydenta). 

Wyborcza matematyka sprzyja Trumpowi. „Republikańskie” stany dają mu 235 elektorów, dziewięciu więcej niż demokratyczne (zakładając, że Karolina Północna pozostanie republikańska). Ta przewaga sprawia, że istnieje więcej kombinacji swing states, które dają zwycięstwo w wyborach byłemu prezydentowi. Dla demokratów najprostszą i najbardziej realistyczną droga do 270 głosów elektorskich byłoby zwycięstwo w trzech północnych stanach, usytuowanych w okolicach Wielkich Jezior na granicy z Kanadą: Wisconsin, Michigan i Pensylwanii. Co ciekawe, od 1992 roku wyborcy w tych stanach w kolejnych wyborach prezydenckich zawsze głosują tak samo (ten sam kandydat zdobywa w nich większość głosów) i prawie zawsze popierają demokratów (na kandydata republikanów zagłosowali w większości tylko raz – w 2016 roku, kiedy Donald Trump wygrał z Hillary Clinton).

W tegorocznych wyborach kluczowa będzie Pensylwania (19 głosów elektorskich). Jeżeli Harris przegra w tym stanie, to nawet zwycięstwa w Arizonie, Nevadzie, Michigan i Wisconsin nie dadzą jej zwycięstwa z Trumpem (zakładając że Trump zwycięży w Georgii i Karolinie Północnej, w których od dłuższego czasu wydawał się być faworytem). Wyborcza matematyka sprawia, że Harris musi zwyciężyć w jednym z trzech mających najwięcej elektorów swing states (Pensylwania, Georgia, Karolina Północna), żeby mieć jakąkolwiek szansę na pokonanie Trumpa. Najbardziej realistyczna wydaje się być Pensylwania, co sprawia, że jest to zdecydowanie najważniejszy stan w tegorocznych wyborach prezydenckich. 

Czy Donald Trump nadal jest faworytem?

Amerykański system wyborczy sprawia, że kandydat, który otrzyma mniejszą liczbę głosów w skali kraju, może wygrać wybory. Tak było chociażby w 2016 roku, kiedy Hillary Clinton wygrała głosowanie powszechne, ale otrzymała mniej głosów elektorskich niż Donald Trump. Może się więc okazać, że ogólnokrajowe sondaże nie znajdą bezpośredniego odzwierciedlenia w wyniku wyborów. Zazwyczaj uznaje się je za dobry pomiar nastrojów społecznych, które pokazują ogólne odczucia wyborców względem wyścigu o Biały Dom. Jednak prognozy wyborcze lepiej opierać na sondażach przeprowadzonych w kluczowych siedmiu stanach. Również tutaj Harris osiąga znakomite wyniki. W czerwcu Biden przegrywał trzema punktami w Pensylwanii i jednym w Wisconsin. W Michigan prowadził jednym punktem procentowym. Ostatnie sondaże pokazują, że Harris prowadzi czterema punktami w każdym z nich (Michigan, Wisconsin, Pensylwania). Zwycięstwo we wszystkich trzech oznaczałoby kolejne cztery lata prezydentury demokratów. Wygląda też na to, że wybory w Georgii będą dużo bardziej zacięte, niż się spodziewano. Niezwykle pozytywnym sygnałem dla zwolenników Kamali Harris są nowe wyniki sondaży właśnie w tym stanie i Karolinie Północnej. W starciu z Bidenem Trump wydawał się być zdecydowanym faworytem w tych stanach, na tyle, że powoli przestawały być one uznawane za swing states (szczególnie Karolina Północna, w której kandydaci demokratów przegrywają od 2008 roku). Obecnie sondaże wskazują de facto remis – niektóre sondaże pokazują drobną przewagę Harris lub Trumpa, ale w obydwu stanach różnica ta pozostaje w granicach błędów pomiaru. Kamala Harris nie jest faworytką w tych stanach, ale sama szansa na zwycięstwo otwiera przed nią nowe kombinacje swing states, które zapewniłyby jej sumę 270 głosów elektorskich. 

Gdyby dzisiejsze sondaże w Michigan, Wisconsin i Pensylwanii się sprawdziły, Harris zostałaby pierwszą kobietą na stanowisku prezydenta w historii kraju. Warto jednak zauważyć, że paropunktowa przewaga jest obiektywnie bardzo mała. Kampania wyborcza trwa, a w poprzednich wyborach prezydenckich ostateczne wyniki różniły się względem wakacyjnych sondaży średnio aż o 9 punktów procentowych! Ostatnie wyniki Kamali Harris nie są imponujące ze względu na wielkość jej przewagi, ale na długo wyczekiwaną przez demokratów zmianę. Sondaże kontrastujące Bidena z Trumpem od wielu miesięcy pozostawały w stagnacji. Przewaga Trumpa nigdy nie była olbrzymia, ale kandydat demokratów nie umiał przełamać prowadzenia republikanów, które wydawało się bardzo stabilne (szczególnie po debacie, która negatywnie odbiła się na jego poparciu i prognozowała kolejne straty). Entuzjazm, który pojawił się na starcie kampanii Kamali Harris, przełamał przychylny republikanom trend wzrostowy. Jesienne wybory z pewnością będą bardzo wyrównane. Zarówno Trump, jak i Harris mają szansę na zwycięstwo. Ostatnie tygodnie pokazują rosnącą przewagę kandydatki demokratów. Czy w końcu zobaczymy kobietę na czele światowego mocarstwa – Stanów Zjednoczonych? O tym zdecydują ostatnie miesiące kampanii. Ale dzisiaj, to Kamala Harris jest minimalną faworytką wyścigu o Biały Dom.