Polski rząd był przeciwko unijnemu rozporządzeniu o odbudowie zasobów przyrodniczych, ale i tak musi wprowadzić je w życie. „Sprawdzicie nas po działaniach” – powiedział premier Tusk dzień po głosowaniu w Radzie Unii Europejskiej. Sprawdzamy.
W nieodległej przyszłości liczenie motyli na łąkach może przestać być kojarzone z lekkoduchami i marzycielami, a zacznie dostarczać naukowych danych, które pozwolą na rozliczanie rządów. W czerwcu 2024 r. Rada Unii Europejskiej przyjęła Nature Restoration Law (NRL) – prawo zakładające odbudowę środowiska naturalnego w UE na szeroką skalę. W efekcie państwa członkowskie zostały zobligowane do podjęcia działań nakierowanych na odtworzenie zdegradowanych ekosystemów – 20 proc. do 2030 r. i wszystkich, które tego wymagają, do 2050 r. Naukowcy uważają liczebność motyli za odpowiedni wskaźnik do monitorowania obecności innych owadów. W tym kontekście dane pozwolą ocenić, czy podjęte działania przynoszą efekty w zakresie odbudowy bioróżnorodności ekosystemów rolniczych. Prawo ma również doprowadzić do odtworzenia części torfowisk.
Torfowiska – podmokłe tereny pokryte bagnistą roślinnością – są ważną bronią w walce z ociepleniem klimatu. Ten typ mokradeł pochłania i magazynuje znaczne ilości węgla, w ten sposób ograniczając ocieplenie klimatu. Na przestrzeni wieków ludzie poddali melioracji dużą część torfowisk, a osuszone tereny przeznaczyli na cele rolnicze lub gospodarkę leśną. Jednak w efekcie tych działań, wraz z opadnięciem poziomu wody, obszary te zaczęły gwałtownie generować dwutlenek węgla – gaz, który kojarzymy głównie ze spalaniem paliw kopalnych. Unia chce odwrócić ten proces.
Niewiele brakowało, a Nature Restoration Law nie weszłoby w życie. By Rada UE (w tym przypadku zgromadzenie ministrów ds. środowiska) przyjęła NRL, konieczne było poparcie przynajmniej 15 z 27 państw, reprezentujących 65 proc. populacji Unii. Zebranie wymaganej większości do końca nie było pewne, a Polska miała być w głosowaniu języczkiem u wagi. Jej sprzeciw mógł doprowadzić do wyrzucenia projektu do kosza. Tak się jednak nie stało. Inicjatywę, wbrew stanowisku swojego rządu, poparła Leonore Gewessler – austriacka ministra środowiska.
„Stworzymy program odtwarzania torfowisk i mokradeł, który będzie w pełni uwzględniał interesy polskich rolników, by chronić środowisko (...)” – brzmiał jeden ze 100 przedwyborczych konkretów KO. Nie oznacza to jednak, że rząd popierał NRL. Dlaczego? Według Donalda Tuska polscy rolnicy mogliby stać się ofiarami unijnej regulacji. Już po przyjęciu NRL premier tłumaczył, że powodem sprzeciwu Polski był „pewien typ nakazów i zobowiązań, które są nałożone na państwa członkowskie, bez zapewnienia finansowania ze strony Unii Europejskiej” oraz niezgoda na to, „że się narzuca pewne ciężary czy obowiązki, zamiast budować system zachęt i dobrowolnych działań”. Tusk nie wytłumaczył jednak, które zapisy NRL miał na myśli. Mimo wszystko rząd wdroży nowe prawo:
„(...) w Polsce znajdziemy sposoby, które nie będą dotkliwe dla żadnej z grup, w tym dla polskich rolników. Znajdziemy sposoby bezpieczne dla nas i doprowadzimy do tego żeby EU swoimi środkami uczestniczyła w finansowaniu tych sposobów, ale my uzyskamy te cele, o których mówi to prawo, nie nakładając na nikogo żadnych przymusów ani ciężarów” – mówił o NRL premier Donald Tusk 18 czerwca 2024 r., dzień po tym jak przyjęła Rada UE przyjęła nową regulację.
„Trudno nie odnieść wrażenia, że decyzja rządu o odmowie poparcia Nature Restoration Law to przykład politycznego pragmatyzmu, który może wzbudzać kontrowersje” – komentuje dla MamPrawoWiedziec.pl Marta Klimkiewicz, ekspertka organizacji Client Earth, organizacji pozarządowej zajmującej się prawnymi aspektami walki ze zmianami klimatu. „Prace nad rozporządzeniem zbiegły się w czasie zarówno z wyborami samorządowymi w Polsce, jak i z kampanią wyborczą do Parlamentu Europejskiego”. Jednocześnie według Klimkiewicz: „Media i politycy na różnych szczeblach wywoływali wśród rolników obawy, przedstawiając wizję przymusowego zalewania pól czy potencjalnych, znaczących strat finansowych, które miałyby wynikać z wprowadzenia NRL”.
Negatywna narracja wykreowana wobec rozporządzenia to problem dla Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Do 1 września 2026 r. każdy kraj UE ma przedstawić Komisji Europejskiej swój pomysł na osiągnięcie wymagań wskazanych w NRL. W Polsce przygotowanie Krajowego Planu Odbudowy Zasobów Przyrodniczych (KPOZP) jest na wczesnym etapie. Póki co rządzący skupiają się zaplanowaniu komunikacji dotyczącej nowych przepisów. Zdaniem Ministerstwa NRL odpowiada na wyzwania związane ze zmianami klimatu i przez to opłaca się społeczeństwu. Odwrócenie efektów osuszania gruntów na niektórych terenach rolniczych ma wywrzeć korzystny wpływ na stabilność produkcji, doprowadzić do spadku cen żywności i zniwelowania skutków powodzi, a także ograniczenia efektów upałów. Równolegle urzędnicy dążą do zabezpieczenia środków na realizację NRL.
Jak wskazuje Mikołaj Dorożała – podsekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, rolnicy w Polsce mierzą się ze zjawiskiem suszy, która negatywnie wpływa na opłacalność prowadzenia upraw, a NRL jest odpowiedzią właśnie na ten problem. Torfowiska to nie tylko magazyn dla czarnego złota, ale też dla wody. I to ta ich funkcja może okazać się istotna dla rolników. Resort liczy więc na to, że w akcję zatrzymywania wody włączą się sami zainteresowani. „Dzisiaj nikt nie może powiedzieć, że dobrze jest tak, jak jest, nikt nie mówi, żebyśmy nic nie robili albo zobaczyli, co będzie. Wiemy, że nie będzie dobrze. Rolnicy sami to wiedzą. Dzisiaj kluczowe jest znalezienie instrumentów, też finansowych, żeby ich do tego zachęcać” – mówi rozmowie z MamPrawoWiedziec minister Dorożała.
„Jeżeli chodzi o wpływ Nature Restoration Law na polskie rolnictwo, warto podkreślać, że rozporządzenie nie wprowadza nowych zobowiązań czy ograniczeń dla gospodarstw rolnych. Cele NRL w zakresie nawadniania torfowisk Polska może wdrożyć na gruntach Skarbu Państwa i w parkach narodowych. Choć państwa członkowskie mają obowiązek podejmowania działań na rzecz ochrony torfowisk, to rolnicy nie są zobowiązani do ponownego nawadniania torfowisk na swoich gruntach. Decyzja w tej sprawie pozostaje w ich gestii, o ile nie koliduje to z przepisami prawa krajowego. Rozporządzenie wskazuje jednoznacznie, że państwa członkowskie powinny stworzyć system zachęt, aby nawadnianie stało się atrakcyjną opcją dla rolników i prywatnych właścicieli gruntów” – komentuje Klimkiewicz.
W polskich realiach transformacja w rolnictwie wymaga kooperacji czterech resortów: Klimatu i Środowiska, Rolnictwa, Finansów oraz Infrastruktury. Takie rozproszenie odpowiedzialności nie sprzyja podejmowaniu szybkich decyzji. Według Mikołaja Dorożały stawka jest wysoka. „Rolnictwo stoi przed wielkim wyzwaniem, a te projekty sprzyjają rolnictwu i bezpieczeństwu żywnościowemu”. Z informacji przekazanej przez resort wynika, że 21 listopada miało się odbyć pierwsze spotkanie nieformalnego zespołu eksperckiego ds. KPOZP przy MKiŚ.
Czy zdążymy w terminie przedstawić plan Komisji Europejskiej? Ta kwestia pozostaje otwarta. „Będziemy robić wszystko, żeby to zrobić. Ważne jest zwracanie uwagi na realność terminów. Nie chodzi o to, żeby to zrobić szybko i popełnić błędy komunikacyjne. To musi być zrobione dobrze, bo to jest ważny i potrzebny program. Czasem lepiej zrobić coś chwilę później, ale zrobić to naprawdę dobrze” – mówi Mikołaj Dorożała.
Według Marty Klimkiewicz liderem w kwestii opracowywania Krajowego Planu Odbudowy Zasobów Przyrodniczych są nasi sąsiedzi zza Olzy. „Kiedy losy rozporządzenia wciąż się ważyły, Ministerstwo Środowiska Czech z własnej woli podjęło decyzję o rozpoczęciu prac nad KPOZP i ustanowiło grupy robocze, do których zaproszono przedstawicieli różnych interesariuszy. W efekcie Czechy aktualnie są na znacznie wygodniejszej pozycji niż większość państw członkowskich, które dopiero teraz, po wejściu w życie NRL, zaczynają powoli mierzyć się z nową rzeczywistością. Ich rządy mają dwa lata na przygotowanie złożonych, międzysektorowych dokumentów, które wymagają zebrania i analizy ogromnej ilości danych oraz realnej partycypacji społecznej. To wymaga czasu, zasobów ludzkich i finansowych. Polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska jest w podobnym położeniu”.