Trzy debaty i after

Tydzień temu w środę rano Rafał Trzaskowski zrzucił kampanijną bombę – na nagraniu w mediach społecznościowych wyzwał Karola Nawrockiego na debatę jeden na jeden w symbolicznych, a zarazem realnych Końskich. Tak narodziły się trzy debaty, które zawładnęły debatą publiczną.

 

Ilustr.: Aleksandra Makuch

Wcześniej Nawrocki wielokrotnie domagał się takiego starcia i przekonywał, że Trzaskowski boi się podjąć rękawicę. Przez następne 48 godzin zarówno media, jak i oba sztaby żyły w niepewności. Obóz Nawrockiego przedstawił swoje warunki, które zakładały zmianę miejsca debaty na rynek i dołączenie do prowadzących przedstawicieli dwóch prawicowych stacji: TV Republika i wPolsce24. Na to nie było jednak zgody ze strony Trzaskowskiego. 

Rynek, hala i studio

Kluczowy udział w biegu wydarzeń odegrał Szymon Hołownia, który głośno sprzeciwiał się zaangażowaniu telewizji publicznej w „promocję tylko dwóch kandydatów”. Jego zdaniem TVP nie miała prawa współorganizować debaty jedynie dla wybranych. Mimo braku zaproszenia w piątek marszałek Sejmu ogłosił, że zamierza pojawić się w Końskich, za czym podążyło kolejnych pięcioro kandydatów.

Na znak protestu przeciwko wykluczeniu z prowadzenia debaty TV Republika i wPolsce24 zaplanowały na piątek własną. O 18:50 na rynku w Końskich rozpoczął się festiwal prawicy. Zgromadzeni, którzy nie zmieścili się pod kompaktową sceną, mogli oglądać widowisko na telebimie. W tłumie powiewały polskie flagi, oklaskami nagradzane były wypowiedzi Karola Nawrockiego i Marka Jakubiaka. Poza nimi na scenie pojawił się Szymon Hołownia, Krzysztof Stanowski oraz Joanna Senyszyn, która wkroczyła na podium już po rozpoczęciu debaty. 

Na rynku zabrakło Rafała Trzaskowskiego, który do 20:30 czekał na pozostałych kandydatów w hali sportowej. W efekcie medialnej burzy i poruszenia spowodowanego przez Hołownię debata trzech stacji (TVP, Polsat, TVN) powiększyła grono uczestników z dwóch do ośmiorga. Poza Trzaskowskim skład wyglądał następująco: Karol Nawrocki, Magdalena Biejat, Maciej Maciak, Szymon Hołownia, Marek Jakubiak, Krzysztof Stanowski oraz Joanna Senyszyn. Sama debata przebiegła spokojnie, mimo że pod wejściem dziennikarze prawicowych mediów ścierali się z ochroną. Organizacja wydarzenia pozostawiała wiele do życzenia – przedstawiciele mediów niezaangażowanych w prowadzenie debaty nie mieli wstępu na teren hali. Mogli co najwyżej napić się herbaty na boisku szkolnym, gdzie wyborcy Trzaskowskiego czekali na wiec.

Cykl zakończyła poniedziałkowa debata TV Republiki. Stacja organizowała wydarzenie, licząc, że tym razem Trzaskowskiemu zabraknie argumentów przeciw pojawieniu się. Mimo to kandydat KO wraz z Magdaleną Biejat nie przyjęli zaproszenia. W studio pojawiło się dziesięcioro uczestników. Debata nie przyniosła tylu emocji co wydarzenia z piątku, jednak była nie bez znaczenia dla wyborców.

W piątkowy wieczór Rafał Trzaskowski wyglądał na zmęczonego. Trzeba przyznać, że jako gospodarz miał ciężkie 48 godzin. Do ostatniego momentu nie było wiadomo, ilu kandydatów pojawi się na hali w Końskich oraz czy będzie wśród nich Karol Nawrocki. Trzaskowski nie unikał odpowiedzi na dosyć otwarte pytania, często jednak zawierał w swoich wypowiedziach krytykę rządów PiS. Zgodnie z przewidywaniami, gdy doszło do bezpośrednich pytań kandydatów, wziął na celownik Nawrockiego (z wzajemnością). Przeciętny występ Trzaskowskiego może sprawić, że gromadzone przez ostatnie miesiące głosy wyborców koalicji 15 października powrócą do Hołowni i Biejat. Kandydat KO spotkał się z dodatkową krytyką przez swoją nieobecność w poniedziałek w TV Republika. 

To był dobry weekend dla Szymon Hołowni, który dopiero niedawno, po wzięciu urlopu z funkcji marszałka, na 100 proc. powrócił do wyborczego wyścigu. Najpierw stwierdził, że wprosi się na debatę, za czym podążyli pozostali kandydaci. Sprawny retorycznie, przywoływał kwoty i nazwy programów publicznych. Pytając Nawrockiego o nazwiska prezydentów państw bałtyckich, starał się zaakcentować swoje doświadczenie międzynarodowe związane z funkcją marszałka Sejmu. W poniedziałek, jako jedyny przedstawiciel koalicji rządzącej, był atakowany przez wszystkich pozostałych uczestników. Mimo to wyszedł ze studia TV Republika z tarczą.

Tylko jeden, za to dobry występ zaliczyła też Magdalena Biejat. Podkreśliła spójność swoich poglądów i przypomniała lewicowym wyborcom, że różni się od obecnej wersji Rafała Trzaskowskiego, któremu zarzuca się w tej kampanii skręt w prawo; niektórzy mówią, że pragmatyczny, jednak nieszczery. Biejat szczególnie błysnęła, przejmując flagę LGBT od kandydata KO, co sztab od razu wykorzystał do promowania progresywnego wizerunku kandydatki.

Zobacz najnowsze

Karol Nawrocki wziął udział we wszystkich debatach. Wypadł przyzwoicie, także na, przynajmniej teoretycznie, nieprzyjaznym gruncie trzech stacji. W jego wystąpieniach widać znaczący postęp od początku kampanii. Nawrocki bez problemu radzi sobie z recytowaniem fragmentów swojego programu w minutowych formatach. Problem pojawia się, gdy trzeba improwizować bądź wykazać się bardziej szczegółową wiedzą, jak np. przy pytaniu Hołowni o wojskowy program operacyjny „Orka” czy Zandberga o program podatkowy. Ostatecznie Nawrocki przede wszystkim zyskał w ten weekend rozpoznawalność i przypomniał bazie wyborców Prawa i Sprawiedliwości, że jest ich kandydatem.

Debaty były dobrą okazją do zaistnienia dla kandydatów spoza mainstreamu politycznego. W pełni wykorzystała to Joanna Senyszyn, która wystąpiła na wszystkich wydarzeniach. Trzymała się linii starego SLD, czasem wchodząc w konwencję żartu proponowaną przez Stanowskiego. Lewicowej kandydatki nie zraziły nawet gwizdy publiczności na rynku w Końskich, można wręcz powiedzieć, że korzystała z energii swoich przeciwników. Podkreślała, że Nowa Lewica nie ma w rządzie sprawczości, w związku z czym nie powinna przy nim trwać. Lewicowi wyborcy mogą traktować głos na Senyszyn jako wyraz buntu. Jak stwierdziła sama kandydatka: „Kochani, wraca stara, dobra lewica”.

Krzysztof Stanowski kontynuował w ten weekend swoją misję z Kanału Zero. Na trzech debatach żartem demonstrował absurdy kampanijnych obietnic (budowa 6. reaktorów jądrowych w pół roku) czy niespójności kandydatów. Czasem po prostu bawił, czasem zatroskany o los państwa przyjmował rolę Stańczyka. Ostro recenzował działania TVP, a personalne ciosy kierował przede wszystkim w stronę Rafała Trzaskowskiego – w piątek wskazywał m.in. zmienność jego poglądów w sprawie migracji, w poniedziałek, pod nieobecność kandydata KO, czytał fragmenty z jego nowej książki pt. „Rafał”. Na antenie TV Republika skrytykował formę debat, twierdząc, że więcej o kandydatach można dowiedzieć się z rozmów 1 na 1, które sam prowadzi. Zaprosił współdyskutantów na after w Kanale Zero.  

Maciej Maciak, dziennikarz z Włocławka, pojawił się jedynie na debacie trzech stacji. Jego odpowiedzi, niezależnie od tematu pytania, były zazwyczaj krytyką zbrojenia się Polski. Popierał też zakup gazu w Rosji, argumentując, że tam jest najtańszy. Na jego prorosyjski przekaz zwrócił uwagę jedynie Hołownia, pozostali kandydaci raczej Maciaka ignorowali.

Marek Jakubiak pojawił się na wszystkich debatach, w trakcie których grał na Karola Nawrockiego. W poniedziałek przyniósł do studia tekturowego Rafała Trzaskowskiego, co spotkało się z dezaprobatą m.in. Grzegorza Brauna. Prezenterka TV Republika musiała zaznaczyć, że stacja nie ma z tym nic wspólnego. Zasłynął wypowiedzią na temat społeczności LGBT, w której udało mu się rykoszetem obrazić rodziny bezdzietne: „to nie oni [homoseksualiści] stanowią wartość narodu, bo naród, proszę państwa, to my i prokreacja”.

Debata republiki

Dla połowy uczestników TV Republika była debatanckim debiutem – po raz pierwszy w tej kampanii można było obejrzeć w tym formacie Artura Bartoszewicza, Grzegorza Brauna, Marka Wocha i Adriana Zandberga, a także kandydata Konfederacji. Sławomir, „głosujcie na mnie, bo mam największe szanse na wygraną z Rafałem Trzaskowskim w drugiej turze”, Mentzen przyszedł z jednym przekazem. Wypadł sztywno, na pytania odpowiadał wyuczoną formułką. Przed debatą pojawiło się podejrzenie, że poniedziałkowy występ przeważy o przyszłości kandydata Konfederacji, który albo zanotuje skok sondażowy, albo będzie mógł zapomnieć o drugiej turze. We wtorkowych sondażach Mentzenowi spadło poparcie, nie wiadomo jednak, czy nie chwilowo.

W debacie dobrze wypadł retorycznie sprawny Grzegorz Braun, ale pozostali kandydaci drobnej prawicy specjalnie się nie wyróżniali. W przypadku BartoszewiczaWocha widać było brak kampanijnego obycia. Bardzo pozytywne wrażenie sprawił za to Adrian Zandberg, który łatwo odnajduje się w tym formacie. Kandydat Razem nie unikał odpowiedzi, oferował za to konkrety. Krytykował zarówno koalicję rządzącą, jak i kandydatów PiS i Konfederacji, siebie przedstawiając jako alternatywę dla duopolu sceny politycznej. Jest w tym na tyle skuteczny, że jako alternatywę (na razie nieśmiało) traktują go młodzi wyborcy Mentzena.

Koniec status quo

Ten przedłużony do poniedziałku weekend nie pozostanie bez konsekwencji dla kampanii. Dotychczas wszyscy kandydaci kierowali swój przekaz bezpośrednio do wyborców, tworząc własne, większe lub mniejsze, bańki informacyjne. Trudno uznać, aby piątkowo-poniedziałkowe starcia wywróciły kampanię do góry nogami. Dały jednak tlen kandydatom po stronie koalicji (Hołownia, Biejat), zachwiały hegemoniczną pozycją Rafała Trzaskowskiego (który dodatkowo mierzy się z zarzutami o tryb organizacji swojej debaty w Końskich). Wydaje się też, że wzmocniły Nawrockiego i osłabiły Menztena. Zarówno do rozczarowanych wyborców PiS, jak i koalicji 15 października stara się dotrzeć Zandberg, i w tym kontekście trudno zrozumieć, dlaczego pokazał się widzom tylko w trakcie jednej z trzech dyskusji.

Za nami pierwsze, lecz na pewno nie ostatnie debaty tej kampanii. Ta kulminacyjna, którą zobowiązana jest zorganizować telewizja publiczna, zaplanowana jest na 12 maja. Nie wiadomo jeszcze, czy pojawi się na niej całą trzynastka kandydatów. W ostatnich dwóch debatach brało udział nie więcej niż dziesięciu, a i tak obie trwały po trzy godziny. Pytanie też o bezpośrednie starcia – rękawicę Mentzenowi kilkukrotnie rzucał Hołownia, jednak bez odzewu.